Kobieta, która podbiła Formułę 1. Była jak wiatr – nieustraszona i niezależna
Maria Teresa de Filippis była jedną z dwóch kobiet, którym udało się zakwalifikować do prestiżowych wyścigów. „Robiłam to, na co miałam ochotę. Byłam niezależna dzięki mojemu charakterowi, wykształceniu i pochodzeniu. Pieniądze dawały mi wolność” – mówiła Maria Teresa de Filippis w wywiadzie w 2008 r.
Zaczęło się od zakładu
Była uwielbiana i podziwiana. Jak twierdziła, nie spotykała się z dyskryminacją w świecie sportów motorowych, choć zdarzały się nieprzyjemne sytuacje. Zanim dzięki swoim umiejętnościom i talentowi dostała się do Formuły 1, wygrała wiele wyścigów. W F1 udało jej się dokończyć jeden – w Grand Prix Belgii uplasowała się na 10. miejscu. Do kwalifikacji stawała w sumie pięć razy – cztery w 1958 r. i raz w 1959 r.
Jej nazwisko jest łączone z maserati 250F, który jest uważany za najpiękniejszy i najszybszy samochód na torach wyścigowych lat pięćdziesiątych. Przyszła na świat w 1926 r. w arystokratycznej rodzinie w Neapolu. Jak na dobrze urodzoną panienkę otrzymała staranne wychowanie. Uwielbiała sport, szalała konno, grała w tenisa. Za kierownicą samochodu wyścigowego siadła, założywszy się ze swoimi braćmi, Antoniem i Giuseppe, że potrafi jeździć naprawdę szybko. I tak odnalazła sport, który pochłonął ją na kolejnych kilka lat.
W malutkim fiacie 500, zwanym topolino (po włosku myszka), zdobyła drugie miejsce w lokalnym wyścigu po górskich trasach od Salerno po Cava de’ Tirreni. To był jej pierwszy sportowy sukces. Potem zapełniła półki pucharami.
„Córeczko, jedź powoli i wygrywaj”
Pokochała pęd i adrenalinę. Maria Teresa de Filippis z pasją startowała w wyścigach. Wygrywała lokalne zawody i wspinała się coraz wyżej po szczeblach sportowej kariery. Jak mówiła, miała wsparcie ze strony rodziny. Mama mówiła jej „jedź powoli i wygrywaj”. Jeździła wieloma samochodami, marki Taraschi-Urania, BMW, różnymi modelami Fiata. Zwykle bywała w czołówkach wyścigów. Dzięki brawurowej jeździe zasłużyła sobie na przydomek „Diablica”. W 1954 r. wygrała np. mistrzostwa Włoch. Uwielbiała jazdę w górach i chętnie brała udział w tego typu wyścigach. W 1950 r. miała pecha, bo została zdyskwalifikowana po jednym z etapów wyścigu Stella Alpina. Uznano, że popełniła falstart. „Pozwoliliście dziewczynie przejechać tysiąc kilometrów po mokrych, górskich drogach i potem ją zdyskwalifikowaliście. To szaleństwo” – mówił wtedy inny kierowca wyścigowy, Tazio Nuvolari.
Jeździła świetnie, dynamicznie i z fantazją. Nic więc dziwnego, że przyciągnęła uwagę organizatorów Formuły 1. Najpierw odrzuciła propozycję Ferrari, a potem łaskawszym okiem spojrzała na Maserati i w 1956 r. stała się częścią legendarnej już drużyny. Następne trzy lata w jej karierze okazały się bardzo intensywne. Wkroczyła na motorowy Olimp. Jej kolegami byli najwięksi i najszybsi kierowcy tamtych czasów. W 1958 r. usiadła za kierownicą maserati 250F, startowała m.in. w Grand Prix Syrakuz, Monaco (na torze w Monte Carlo) i Belgii.
Grand Prix Belgii Formuły 1 ukończyła na 10. miejscu. To było wielkie osiągnięcie. De Filippis prowadziła samochód, który w poprzednim roku przyniósł zwycięstwo mistrzowi Juanowi Manuelowi Fangio. Włoszka nie była wysoka, Maserati dla swojego nowego kierowcy specjalnie przystosował więc samochód, tak by wygodnie mogła dosięgnąć pedałów.
W 1959 r. przeniosła się do drużyny Porsche. 2 sierpnia na torze w Niemczech zginął jej kolega i szef drużyny Jean Behra. Wtedy postanowiła wycofać się z wyścigów.
Miłość i sportowe emocje
Z kierowcą Luigim Musso połączył de Filippis romans. Ścigali się razem i podróżowali. Organizowali swoje dwuosobowe wyścigi, zdarzało się, że żadne z nich nie wygrywało, bo wypadali z toru. Jak opowiadała potem, Musso wiele ją nauczył, m.in. jak czysto i płynnie wchodzić w zakręty. „W Syrakuzach siadłam po raz pierwszy za kierownicą maserati 250 F w wyścigu Formuły 1. Nie znałam tego toru. Luigi wziął ferrari i kazał mi jechać za sobą. Pokazywał mi, w jakim tempie mam jechać, jak pokonywać tor” – podkreślała potem w wywiadach, jak wiele zawdzięczała przyjacielowi. W 1958 w Grand Prix Syrakuz zajęła 5. miejsce. Romans się jednak skończył, a potem Musso zginął podczas Grand Prix Francji w 1958 r.
„Spojrzałam śmierci w twarz”
„Kilka razy spojrzałam śmierci w twarz, miałam wypadki. Wzięłam kiedyś udział w wyścigu Sassari-Cagliari-Sassari bez próbnego przejazdu. Wiedziałam, że organizatorzy na szczególnie niebezpiecznych zakrętach układają wzdłuż drogi bele siana. Gdy je widziałam, wiedziałam, że trzeba być ostrożną” – opowiadała de Filippis.
Uważała, że współcześni kierowcy wyścigowi nie są tak świetni technicznie, jak ich koledzy sprzed lat, dlatego że tak bardzo polegają na technice i elektronice. „Bardziej liczą się parametry auta niż sposób myślenia osoby, która siedzi za kierownicą” – tłumaczyła. Jak podkreślała wielokrotnie, współcześnie w sportach motorowych liczą się głównie pieniądze i wygrana za wszelką cenę, a w latach pięćdziesiątych chodziło o czystą rywalizację. „Czerpaliśmy z jazdy wiele wartości. Przyjaźniliśmy się. Teraz na pierwszym planie są rywalizacja i biznes” – mówiła. Chętnie opowiadała o swoich przyjaźniach z kierowcami. Były wśród nich takie sławy jak Juan Manuel Fangio, Luigi Musso, Jean Behra, Gigi Villoresi.
Wielokrotnie powtarzała, jak wiele nauczyła się od nich. Juan-Manuel Fangio, pięciokrotny mistrz świata, powtarzał jej, że jeździ zbyt szybko i niedobrze, że nie odczuwa strachu.
Zbyt wielu moich przyjaciół zginęło Francuski kierowca Jean Behra zbudował dla de Filippis porsche hybrydę, którym miała wyjechać na niemiecki tor AVUS. Odmówiła. W wyścigu wystartował Behra i zginął w wypadku. Maria Teresa dowiedziała się o tym z radia. „Przestałam się ścigać, gdy zginął Jean. To ja miałam być na tym torze, w tym samochodzie, nie on. Postanowiłam wtedy, że się wycofuję. Zbyt wielu moich przyjaciół zginęło” – powiedziała Maria Teresa de Filippis.
Na sportową emeryturę przeszła więc w wieku 33 lat. Niedługo potem wyszła za mąż za Austriaka, Theodor Huscheka, urodziła córkę i zajęła się rodziną. W 1978 r. znowu powróciła do wyścigów samochodowych, ale już nie jako zawodniczka. Dołączyła do międzynarodowego klubu byłych kierowców Formuły 1. Gdy ukończyła 85 lat, została honorowym prezesem tej organizacji.
Kobieta w kasku? Tylko u fryzjera
Swoją sportową postawą de Filippis zasłużyła na szacunek kolegów i kibiców. Mówili, że była twarda i potrafiła walczyć. Podczas kariery sportowej nie spotykała się często z dyskryminacją, bo jak twierdziła, na początku nikt nie spodziewał się, że daleko zajedzie, a potem pokazywała, na co ją stać. Ale raz boleśnie odczuła smak poniżenia. Nie pozwolono jej wystartować w Grand Prix Francji. Od szefa wyścigu usłyszała, że jedyny kask, w jakim widzi kobietę, to duża suszarka u fryzjera.
Na zdjęciach, które robiono Marii Teresie de Filippis w latach pięćdziesiątych, widać drobną, atrakcyjną brunetkę o krótkich włosach. Świetnie wygląda w sportowych kombinezonach i w kasku, zachwyca w „cywilnych” ubraniach. „ Tuż po wyścigu tak samo jak moi koledzy twarz i ręce miałam brudne od smarów. Ale potem, gdy już się umyłam i przebrałam, znowu byłam „panną F1”, czasem z chustką na głowie – taka była wtedy moda, która mi bardzo odpowiadała” – mówiła w wywiadzie dla włoskiego portalu automobilismodepoca.it. Maria de Filippis zmarła 8 stycznia 2016 r.
Kobiety w Formule 1
Od 1950 r., gdy odbywają się zawody Formuły 1, zaledwie pięć kobiet zostało zgłoszonych do startu, ale tylko dwóm udało się przejść eliminacje i wziąć udział w konkursie. Drugą po de Filippis była Lella Lombardi, która startowała w latach 1974-1976. Jako jedyna kobieta zdobywała punkty; wzięła udział w 12 wyścigach. Do Formuły 1 zgłoszone były także Brytyjka Divina Mary Galica, Desiré Wilson z RPA oraz Włoszka Giovanna Amati. Kierowcami testowymi Formuły 1 były Hiszpanka María de Villota i Brytyjka Susie Wolff.