TRYB JASNY/CIEMNY

Kim była matka Leonarda da Vinci?

Kiedy w księgarniach pojawił się „Uśmiech Cateriny. Historia matki Leonarda da Vinci” autorstwa Carla Vecce, poszukiwacze sensacji pisali, że być może właśnie dotykamy największego sekretu Leonarda, odkrywamy tajemnicę słynnych kobiecych uśmiechów na płótnach mistrza. Idąc Freudowskim tropem, w uśmiechu Mony Lisy, Damy z gronostajem czy La Scapigliaty chcemy widzieć matkę malarza. Czy to prawda?
Carlo Vecce „Uśmiech Cateriny. Historia matki Leonarda da Vinci”
O niełatwych początkach życia Leonarda da Vinci wiemy od dawna. Był nieślubnym dzieckiem notariusza i ubogiej dziewczyny. Ojciec ser Piero da Vinci partycypował w jego edukacji, ale syna nigdy nie uznał. Matka Caterina zniknęła w odmętach historii. Być może była miejscową chłopką, może służącą. Po urodzeniu Leonarda wyszła za mąż i doczekała się kolejnych dzieci. Jakiś czas temu pojawiła się hipoteza, że Caterina była niewolnicą, niektórzy badacze szukali jej początków na Bliskim Wschodzie, inni zdecydowanie temu zaprzeczali. Obie strony przytaczały jakieś dowody, choć wszystko odbywało się raczej na poziomie domysłów niż pewników.


Poszukiwanie Katarzyny

Carlo Vecce jest literaturoznawcą, badaczem kultury włoskiego renesansu i specjalistą od Leonarda da Vinci. Od trzydziestu lat zgłębia życie i twórczość genialnego artysty, czego wynikiem jest między innymi biografia Leonarda wydana w 2006 roku. Jest też człowiekiem, który zna i lubi literaturę, a w sprzyjających warunkach sam potrafi usiąść do pisania prozy. Tak, „Uśmiech Cateriny” to jest proza. Nie opracowanie naukowe, a powieść, której bohaterką jest matka Leonarda. Domniemana matka, dodajmy dla ścisłości, bo to wciąż jest hipoteza, zaledwie prawdopodobieństwo, nie pewność. Trzeba jednak przyznać, że dzięki badaniom autora, jego wnikliwym studiom nad źródłami zbliżamy się do Cateriny, zaczynamy mówić o konkretnej kobiecie, a nie o archetypie matki. Carlo Vecce jest zwolennikiem tezy, że Caterina była Czerkieską uprowadzoną z rodzinnej ziemi i sprowadzoną do Włoch jako niewolnica. Czerkieski uchodziły za niezwykle piękne, więc często stawały się łupem handlarzy ludźmi. Caterina była, zdaniem autora, nieodrodną córką swego rodu – nieugiętą, odważną i wolną duchem. Choć jej droga do maleńkiego toskańskiego miasteczka Vinci, gdzie urodził się jej syn Leonardo, była długa i pełna niebezpieczeństw, dziewczyna pozostała wierna sobie, zachowała pamięć o swej ojczyźnie, pragnienie wolności i miłości.

Czy na podstawie strzępów informacji, nielicznych wzmianek w dokumentach można zrekonstruować życie kobiety tak bardzo zagubionej w historii? O czym marzyła? Jak układała myśli i słowa? Jak oceniała ludzi, kogo kochała? Tego nie ma w dokumentach. Można to zmyślić, tłumacząc się prawem fabuły. Ale Carlo Vecce jest naukowcem i bał się tak daleko idącej fikcji, pewnie po wielokroć zaprzeczającej prawdzie, do której nie jesteśmy w stanie dotrzeć. Dlatego powołał do życia 12 narratorów – 12 bohaterów, którzy przemknęli przez życie Cateriny i teraz na łamach książki snują swoje opowieści o milczącej dziewczynie z dalekich stron. Jedni istnieli naprawdę, jak notariusz Piero i malarz Leonardo, inni zostali stworzeni, by opowiedzieć o początkach tej historii. Caterina jest główną bohaterką opowieści, ale o jej życiu opowiadają inni. Ona przemyka przez karty książki, pokonuje przeszkody, przygląda się światu z ciemnych zakamarków kolejnych domów. Jest niczym bohaterka niemego filmu, którą widzimy, lecz nie słyszymy. Czy to dobry pomysł fabularny? Myślę, że najuczciwszy z możliwych, choć po przeczytaniu tej powieści wiem niewiele więcej o tej dziewczynie niż na początku. Znam jej drogę, jej samej nie znam. Wynurzyła się jednak z nicości, zaczęła być. A to już bardzo dużo.

Trzynastym narratorem tej powieści jest autor, który przejmuje narrację w ostatnim rozdziale, by opowiedzieć o swoich poszukiwaniach i emocjach związanych z Cateriną. To fragment dla tych, którzy potrzebują konkretów. Profesor przybliża rodzenie się dyskusji na temat czerkieskiego pochodzenia matki Leonarda, przytacza dokumenty i wzmianki o Caterinie w źródłach. Odsłania przed nami swój warsztat badawczo-literacki. Jest w tym wszystkim urzekająco delikatny i czuły wobec swojej bohaterki. W jednym z wywiadów powiedział, że kiedy opowieść trzeba złożyć z bardzo małych fragmentów prawdy, potrzebna jest naprawdę duża wyobraźnia. Tworzy się wówczas coś na kształt mozaiki, wypełniając puste miejsca tak, aby obraz pozostał spójny i bliski faktom. „Uśmiech Cateriny” to zdaniem profesora trochę bajka, w której prawdziwa kobieta niczym księżniczka przeżywa liczne przygody, pokonuje smoki, by na końcu pokochać i być kochaną.


Wstydliwa historia świata

Ale niech Was nie zwiedzie łagodny, bajkowy charakter tej opowieści. Choć w książce życie Cateriny podszyte jest zaledwie smutkiem i nostalgią, w rzeczywistości jako niewolnica przeżyła prawdopodobnie znacznie więcej i były to doświadczenia z kategorii najgorszych. W świecie, w którym człowiek daje sobie prawo do traktowania innego człowieka jak przedmiot, jak swoją własność, godność i szacunek nie mają znaczenia. Niewolnice były wykorzystywane seksualnie, głodzone, bite, nie miały praw, za to obowiązkami obarczano je nieraz ponad ich możliwości fizyczne.

Przyzwyczailiśmy się do myślenia, że niewolnice to czarnoskóre kobiety na polach bawełny w Ameryce sprzed wieków. Ale to trwa do dziś. Współczesne niewolnice mają twarze nastolatek zmuszanych do katorżniczej pracy w fabrykach, na polach, na ulicach. Nie chcemy tego widzieć, bo korzystamy z ich pracy. Tak o tym pisze profesor Vecce: „Być może bawełna na koszulę, którą mam teraz na sobie, została zebrana przez ręce jakiejś Cateriny na niekończącej się plantacji w środku Azji. Metale i włókna, które tworzą pulsujące nerwy mojego smartfona, są być może przesiąknięte krwią i potem dzieci, które wydobywały je z afrykańskich kopalń…”.

Na zapleczu bogatego świata trwa walka o przeżycie tysięcy ludzi, w tym dzieci. Historia renesansowej niewolnicy Cateriny uwodzi blaskiem dawnych wieków, ale w gruncie rzeczy jest to opowieść o świecie, który wciąż trwa. Nawet jeśli nie chcemy go widzieć. „Może więc jednak warto opowiedzieć tę historię? Dla Cateriny. Dla wszystkich jej bezimiennych sióstr, które wciąż umierają w morzu, jakie ona sama przekroczyła, i które wciąż cierpią wokół nas”.

Dla mnie to jest prawdziwe przesłanie tej książki, a nie dywagacje, czy Mona Lisa ma uśmiech matki malarza.

Magdalena Giedrojć



Carlo Vecce „Uśmiech Cateriny. Historia matki Leonarda da Vinci” (Sorriso di Caterina. La madre di Leonardo) , przekład Dagmara Budzbon-Szymańska, Znak Koncept, , Kraków 2024.

Wybrane dla Ciebie

Copyright © italianki