TRYB JASNY/CIEMNY

Paolo Genovese, reżyser „Pierwszego dnia mojego życia”: jestem szczęściarzem

– Samo życie podsuwa tematy. Nie wymyślam ich, siedząc przy biurku. Po swojemu opowiadam o ludziach, którzy mnie otaczają. Nie chodzi o konkretne osoby, raczej o uczucia, o problemy, z którymi się zmagają. Znam je z autopsji, ale nigdy nie opowiadam wprost ani o sobie, ani o moich znajomych. Syntetyzuję i sublimuję, a nie odtwarzam. Jestem przekonany, że autobiografizm sprawia, że traci się dystans i umiejętność tworzenia rzeczy uniwersalnych, które trafią do wielu osób – mówi reżyser Paolo Genovese. Do polskich kin wszedł jego najnowszy film pt. „Pierwszy dzień mojego życia”.


Reżyser Paolo Genovese

Genovese to autor wielkiego przeboju pt. „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” oraz m.in. takich filmów jak „Superbohaterowie, „Niedojrzali”, „The Place” czy „Tutta colpa di Freud”. „Pierwszy dzień mojego życia” opowiada o czterech osobach zawieszonych w czasie – grają je Margherita Buy, Valerio Mastandrea, Sara Serraiocco, Gabriele Cristini. Właśnie popełnili samobójstwo, jednak nadal w pewien sposób są. Wszystko za sprawą tajemniczej postaci, w którą wcielił się Toni Servillo, ulubiony aktor Paola Sorrentino.

Nakręcił pan film „Pierwszy dzień mojego życia” na podstawie swojej powieści, wydanej w 2018 roku. Dlaczego powstała najpierw książka?

Sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Napisałem szkic scenariusza. Byłem wtedy zajęty na planie filmu i trudno mi było od razu planować kolejny. Poczułem jednak mocno, że muszę utrwalić tę historię, rozpisać ją na głosy i emocje pełniej, niż to się robi w scenariuszu, który jest formą bardzo skondensowaną i koncentruje się na wydarzeniach. Powstała więc powieść. Bałem się, że coś mi umknie z tego, co już wymyśliłem. W książce można opisać emocje, stany psychiczne. Pisanie książki jest dla mnie jak kręcenie filmu bez wchodzenia na plan. Powieści nie wymagają, tak jak filmy, ogromnego zaangażowania środków zewnętrznych – pieniędzy, ludzi itp. Dają ogromną wolność.

Pisarz, scenarzysta, reżyser? Która z tych profesji jest dla pana najważniejsza?

Zależy od czasu. Jestem przede wszystkim opowiadaczem historii. Piszę książki i scenariusze, reżyseruję. Wszystko to jednak sprowadza się do tego, że chcę snuć różne opowieści. Czasem w wywiadach pada pytanie, o czym marzę. Odpowiadam wtedy, że marzę o tym, by nigdy nie przestać opowiadać i żeby nigdy mi nie zabrakło pomysłów.


„Pierwszy dzień mojego życia” Paolo Genovese

Na szczęście pomysłów panu nie brakuje… Właśnie, a propos pomysłów. Jak zaczęło się myślenie o „Pierwszym dniu mojego życia”?

Od dawna chodziło mi po głowie, żeby opowiedzieć o rozpoczynaniu, o drugim początku. Szukałem punktu wyjścia dla tej historii. Znalazłem go, gdy obejrzałem amerykański film dokumentalny pt. „The Bridge” (2006). Tytułowy most to Golden Gate w San Francisco, zwany też mostem samobójców. Co roku skacze z niego wiele osób, które postanowiły odebrać sobie życie. Reżyser „The Bridge” rozmawiał z rodzinami samobójców i tymi, którym udało się przeżyć próbę samobójczą. Od chwili skoku z Golden Gate do wpadnięcia do wody mija średnio siedem sekund. Rozmówcy Erica Steela mówili, że w trakcie tego samobójczego lotu zaczynali żałować decyzji o odebraniu sobie życia. Postanowiłem więc obrać za początek historii, którą opowiem, wydarzenie najbardziej ekstremalne, czyli samobójstwo. Co w chwili największej rozpaczy może sprawić, by znowu uchwycić się życia, by je pokochać na nowo. „Pierwszy dzień mojego życia” jest więc filmem o szczęściu, o jego poszukiwaniu. Wybrałem cztery bardzo ważne, aktualne problemy, z którymi zmagają się ludzie. Są nimi wszechogarniająca żałoba, depresja, dzieciństwo pełne przemocy ze strony rówieśników oraz wyniszczający perfekcjonizm, pragnienie, by zawsze być na pierwszym miejscu.

Czy we Włoszech otwarcie mówi się o samobójstwach? O depresji?

O depresji tak, coraz częściej i więcej. O samobójstwach nie. Przyczyn jest wiele, to m.in. religia, społeczny ostracyzm, niechęć do okazywania słabości. Ze spotkań z publicznością, z licznych rozmów z widzami moich filmów i czytelnikami książek wiem, że ludzie chcą opowieści o sprawach ważnych, fundamentalnych, które mają decydujące znaczenie w życiu. Z drugiej strony jestem przekonany, że gdybym podczas spotkania po projekcji filmu zadał pytanie: kto z was myślał kiedyś o samobójstwie, nikt nie podniósłby ręki. Trudno przyznać się publicznie do takiego aktu rozpaczy.


Reżyser Paolo Genovese

Napisanie książki i nakręcenie filmu, którego bohaterami są ludzie popełniający samobójstwo, wymagało odwagi?

W pewnym sensie tak. Jestem przekonany, że sztuka nie może unikać tematów trudnych, musi wychodzić poza strefę komfortu. Myślę jednak o „Pierwszym dniu mojego życia” jako o rodzaju koła ratunkowego, buforze bezpieczeństwa. Bohaterowie dostają w prezencie tydzień na zastanowienie się nad sobą. To czas, gdy zawieszeni między życiem i śmiercią, mogą dokonać wyboru po raz drugi. Analizują, co tracą i co zyskują. Film został bardzo dobrze przyjęty we Włoszech, dlatego że jego głównym tematem jest nadzieja i możliwość rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Okazał się też bardzo potrzebny w czasie po pandemii COVID-19.

Bohaterowie „Pierwszego dnia mojego życia” spotykają w nocy, tuż po tym, jak popełnili samobójstwo, tajemniczego mężczyznę. Gra go Toni Servillo. Zaczyna się magia. Cała czwórka dostaje tydzień na to, by przekonali się, czy naprawdę chcą umrzeć, a nieznajomy robi wszystko, by nauczyli się kochać życie od nowa. Kim on jest? Aniołem?

Interpretację zostawiam widzom. Może być aniołem, może być też przyjacielem, który w chwili potrzeby podaje rękę. Albo kimś zupełnie obcym, kto pojawia się niespodziewanie, by pomóc podnieść się z opresji.

Jest w tym filmie bardzo piękna scena podczas wycieczki, na którą zawieszonych między życiem a śmiercią bohaterów zabrał ich opiekun. Poproszeni o to, by wypowiedzieli marzenia, mówią o rzeczach najprostszych: filiżance kawy, lodach…

To są chwile szczęścia, do których mamy dostęp na co dzień. Nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego, jak są ważne. Myślę tu też o kontaktach z innymi ludźmi, coraz rzadszymi w czasach, gdy korzystamy z nowoczesnych technologii.


„Pierwszy dzień mojego życia reż. Paolo Genovese

Jednym z ważnych bohaterów „Pierwszego dnia mojego życia” jest Rzym. Mroczny, deszczowy, inny od miasta, o którym marzą turyści z całego świata.

Ta historia mogła wydarzyć się w dowolnej metropolii – w Paryżu, w Madrycie, w Warszawie. Jest uniwersalna. Nie filmowałem moich bohaterów w ikonicznych miejscach w Rzymie, nie wysłałem ich na Piazza Navona czy Piazza di Spagna. Są po prostu w wielkim mieście. Kręciliśmy podczas pandemii COVID-19, Rzym był więc opustoszały.

Tajemnice i sekrety, szczerość wobec innych i wobec siebie. Te tematy przewijają się w pana filmach. „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” opowiada np. o nieustannym zmienianiu masek, „Superbohaterowie” – o wejściu w kontakt ze swoimi uczuciami, a „Pierwszy dzień mojego życia” – o drugiej szansie, przychodzącej w najciemniejszym okresie życia. Film po filmie przygląda się pan najważniejszym aspektom naszej egzystencji.

Samo życie podsuwa tematy. Nie wymyślam ich siedząc przy biurku. Po swojemu opowiadam o ludziach, którzy mnie otaczają. Nie chodzi o konkretne osoby, raczej o uczucia, o problemy, z którymi się zmagają. Znam je z autopsji, ale nigdy nie opowiadam wprost ani o sobie, ani o moich znajomych. Syntetyzuję i sublimuję, a nie odtwarzam. Jestem przekonany, że autobiografizm sprawia, że traci się dystans i umiejętność tworzenia rzeczy uniwersalnych, które trafią do wielu osób. Nie zastanawiam się więc, co ja zrobiłbym w sytuacji, w której postawiłem mojego bohatera. Opowieść, którą snuję, musi być oczywiście spójna dramaturgicznie i prawdopodobna z punktu widzenia psychologii. Bohaterowie „Pierwszego dnia mojego życia”, których grają Valerio Mastandrea, Margherita Buy czy Sara Serraiocco, są kompletnie inni ode mnie. Wszystkie postaci, które wymyśliłem i z którymi spędziłem mnóstwo czasu podczas pisania powieści, scenariuszy i kręcenia filmów, stają się moimi bardzo bliskimi znajomymi.

Jest pan autorem książki „Pierwszy dzień mojego życia”, a do napisania scenariusza zaprosił pan Isabellę Aguilar, która była już współautorką scenariusza „The Place”. Scenariusz „Tutta colpa di Freud” napisał pan razem z Paolą Mammimi i Leonardo Pieraccioni, a „Superbohaterów” z Rolando Ravello. Scenarzysta nie powinien być solistą?

Lubię konfrontować pomysły, szukać nowych rozwiązań. Historie, które opowiadam, wymagają tego, by spojrzeć na nie z różnych stron. Staram się też, jak już mówiłem, unikać tego, by opowiadać o sobie, a współpracownicy mi w tym pomagają.

Film „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” odniósł kolosalny sukces. Powstało ponad 20 remake’ów. Oglądał pan wszystkie?

Są już 23 remaki. Widziałem osiem, może dziewięć. Obejrzałem oczywiście polski, z Kasią Smutniak, które grała także u mnie. Ciekawi mnie lokalny koloryt, który mają filmy powstałe na kanwie mojego scenariusza.

Niedawno przeniósł pan „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” do teatru. Czyli zdobył pan kolejną sprawność reżyserską. Jak się panu podoba praca w teatrze?

To dla mnie wspaniałe i nowe doświadczenie. Zrobiliśmy niedawno tournée po Włoszech ze spektaklem. Podoba mi się obserwowanie, jak publiczność wchodzi w reakcje z aktorami, z historią, którą opowiadają. Za każdym razem jest trochę inaczej.

Jesienią we Włoszech będzie mieć premierę serial w pana reżyserii „Sycylijskie lwy” według bestsellerowej powieści Stephanii Auci. Kolejne nowe doświadczenie, bo do tej pory nie reżyserował pan serialu kostiumowego.

Dlatego właśnie wszedłem na plan. Każda nowa rzecz, którą robię, jest bardzo ważna, rozwijająca. Daję się poznać z nowej strony. Może zrobię kiedyś horror, kto wie?

Gdy myśli Pan o swoim życiu, są rzeczy, które chciałby pan zmienić?

Jasne, że są. Któż z nas ich nie ma? Mogę jednak zupełnie szczerze powiedzieć, że jestem szczęśliwy.

Rozmawiała Beata Zatońska

„Pierwszy dzień mojego życia” (Il primo giorno della mia via”), Włochy, reż. Paolo Genovese, scenariusz: Paolo Genovese, Isabella Aguilar; Zdjęcia: Fabrizio Lucci; Występują: Toni Servillo, Margherita Buy, Valerio Mastandrea, Sara Serraiocco, Gabriele Cristini, Vittoria Puccini, Lino Guanciale, czas trwania: 121 min.; dystrybucja w Polsce: Aurora Films

Wybrane dla Ciebie

Copyright © italianki