Cri-cri – chrupiące słodycze z Turynu
Stolica Piemontu jest jednocześnie stolicą słodyczy, włoskich słodyczy. W Turynie można spróbować znakomitych, rzemieślniczych czekoladek, wypić doskonałą kawę. Wśród turyńskich czekoladek specjalne miejsce zajmują cri-cri. Tak naprawdę to psotnicy, czyli czekoladki przebrane za cukierki. Jest z nimi związana piękna legenda. Oczywiście Turyn jest też znany z wielu innych czekoladowych pyszności, m.in. takich jak czekoladowo-kawowy bicerin czy gianduiotto.
Cri-cri to okrągłe, czekoladowe pralinki. Niewielkie, mają średnicę dwóch centymetrów. Cri-cri zawijane są w błyszczący, kolorowy staniol tak samo jak cukierki. Jedna ręką przytrzymujemy więc jeden koniec skręconego papierka, a drugą odwijamy drugi koniec. I już po chwili widzimy słodką, kuszącą zawartość opakowania.
Papierek papierkiem, ale najważniejsza jest pralinka. Ma trzy warstwy. Prażony orzech laskowy jest otulony ciemną czekoladą. Wykończeniem czekoladki jest warstwa cukrowych, chrupiących perełek.
Cukiernicy z Turynu to artyści w swoim fachu. Jako jedni z pierwszych w Europie zaczęli przygotowywać czekoladowe, wyrafinowane smakołyki. Moda na czekoladę przywędrowała do Turynu wraz z dworem sabaudzkim. W 1560 r. dynastia ta przeniosła stolicę swego księstwa z Chambéry do Turynu właśnie. Słynne są turyńskie czekoladowe podwieczorki, wymyślone właśnie na sabaudzkim dworze, gdy pitną czekoladą popijano czekoladowe specjały.
Pora jednak wrócić do cri-cri. Pralinki te wymyślił cukiernik z położonego nieopodal Turynu miasteczka Torre Pellice w 1886 r. Od podbiły serca mieszkańców Turynu i zaczęły robić karierę.
Dlaczego czekoladowo-orzechowe pralinki nazywają się cri-cri? Opowiada o tym bardzo romantyczna legenda. Oto pod koniec XIX wieku pewien ubogi dość student z Turynu był zakochany w biednej szwaczce o imieniu Cristina. Dziewczyna bardzo lubiła czekoladki z orzechowym sercem pokryte cukrową skorupką. Ukochany przed spotkaniem z nią kupował więc dla niej słodycze. Robił to zawsze w tej samej cukierni. Sprzedawczyni już wiedziała, że chłopak idzie po łakocie dla ukochanej Cri, jak ją nazywał. Sprzedawczyni widząc to pytała więc „Cri?”, a on odpowiadał „Cri”. I stąd wzięła się nazwa tych pysznych czekoladek.
Beata Zatońska
foto. Wikimedia Commons/Rollopack
Cri-cri to okrągłe, czekoladowe pralinki. Niewielkie, mają średnicę dwóch centymetrów. Cri-cri zawijane są w błyszczący, kolorowy staniol tak samo jak cukierki. Jedna ręką przytrzymujemy więc jeden koniec skręconego papierka, a drugą odwijamy drugi koniec. I już po chwili widzimy słodką, kuszącą zawartość opakowania.
Papierek papierkiem, ale najważniejsza jest pralinka. Ma trzy warstwy. Prażony orzech laskowy jest otulony ciemną czekoladą. Wykończeniem czekoladki jest warstwa cukrowych, chrupiących perełek.
Cukiernicy z Turynu to artyści w swoim fachu. Jako jedni z pierwszych w Europie zaczęli przygotowywać czekoladowe, wyrafinowane smakołyki. Moda na czekoladę przywędrowała do Turynu wraz z dworem sabaudzkim. W 1560 r. dynastia ta przeniosła stolicę swego księstwa z Chambéry do Turynu właśnie. Słynne są turyńskie czekoladowe podwieczorki, wymyślone właśnie na sabaudzkim dworze, gdy pitną czekoladą popijano czekoladowe specjały.
Pora jednak wrócić do cri-cri. Pralinki te wymyślił cukiernik z położonego nieopodal Turynu miasteczka Torre Pellice w 1886 r. Od podbiły serca mieszkańców Turynu i zaczęły robić karierę.
Dlaczego czekoladowo-orzechowe pralinki nazywają się cri-cri? Opowiada o tym bardzo romantyczna legenda. Oto pod koniec XIX wieku pewien ubogi dość student z Turynu był zakochany w biednej szwaczce o imieniu Cristina. Dziewczyna bardzo lubiła czekoladki z orzechowym sercem pokryte cukrową skorupką. Ukochany przed spotkaniem z nią kupował więc dla niej słodycze. Robił to zawsze w tej samej cukierni. Sprzedawczyni już wiedziała, że chłopak idzie po łakocie dla ukochanej Cri, jak ją nazywał. Sprzedawczyni widząc to pytała więc „Cri?”, a on odpowiadał „Cri”. I stąd wzięła się nazwa tych pysznych czekoladek.
Beata Zatońska
foto. Wikimedia Commons/Rollopack