Leonardo Sciascia – pisarz trudnej prawdy
W tym roku mija setna rocznica urodzin Leonarda Sciasci, pisarza, który nie bał się stawić czoła tematom zazwyczaj wypowiadanym szeptem. Pisał o Sycylii i o mafii, o braku sprawiedliwości, o nieszanowaniu prawa i drugiego człowieka. Wszystko to po ludzku bolesne i literacko przejmujące.
Leonardo Sciascia urodził się na Sycylii i pozostał wierny tej wyspie przez całe życie (1921-1989). Kiedy jest się Sycylijczykiem, dostaje się w dziedzictwie pewien rodzaj fatalizmu i bezsilności. Żyje się z piętnem wielu trudnych prawd, w obliczu problemów nierozwiązanych od stuleci, może już wręcz nierozwiązywalnych. Tam sprawy nie są łatwe albo trudne, do załatwienia lub nie. Sycylia to stan, nie proces. Stan umysłu, stan odrętwienia, stan wszechogarniającej niemocy. Sycylia wykracza też poza proste rozróżnienia, co jest dobre, a co złe, co jest prawdą, co kłamstwem. Wszystko staje się w pewnym momencie względne. Mafia to tylko jeden z trudnych sycylijskich tematów, nierozwiązywalny i bardzo względny. W historii wyspy było wiele takich nierozwiązywalnych i pełnych względności tematów. Leonardo Sciascia sięgał po nie, przyglądał im się uważnie, po czym opisywał ze szczególnym rodzajem fatalistycznego spokoju. Zdawał się wiedzieć więcej, mimo to – a może właśnie dlatego – nie formułował prostych wniosków, nie podrzucał rozwiązań na miarę czasów, w których głosi się prawdy, że z każdej opresji jest jakieś pozytywne wyjście. Świat Leonarda Sciasci nie ma dróg ewakuacyjnych, a ludzie w nim żyjący są skazani na życie w nim. I to jest jedyna prosta prawda. Cała reszta jest skomplikowana.
Sciascia nie ma w sobie zgody na niesprawiedliwość, odróżnia prawdę od kłamstwa, oddziela światło od ciemności. Pisze o tym, co inni przeczuwają, ale nie chcą o tym wiedzieć. Pokazuje to, o czym wielu wie, ale nie chce o tym mówić, a tym bardziej pisać. Jednocześnie zdaje się mówić, że świadomość dobra i zła w świecie bez moralności nie tylko nic nie rozwiązuje, lecz wręcz komplikuje wszystko jeszcze bardziej. Oto bowiem zaczyna się żyć w tragicznej podwójności, w nieustannym zderzeniu prawdy i względności. Jego słowa oddają hołd wszystkim przegrywającym ze złem, z systemem, z historią czy w końcu z ludzką niepamięcią, która bywa ucieczką od niemocy.
Polscy czytelnicy mogą przeczytać kilka dzieł Sciasci przetłumaczonych na język polski. Wśród nich przejmujące kryminały „Kontekst” czy „Dzień puszczyka”, w których dochodzenie do prawdy to coś znacznie trudniejszego i bardziej niebezpiecznego niż tylko poszukiwanie sprawcy. Do spraw związanych z mafią nawiązują również powieści „Każdemu, co mu się należy (od mafii)” czy „Todo modo”. Także w dwóch małych opowieściach kryminalnych składających się na książkę „Rycerz i śmierć. Prosta historia” mamy do czynienia z grą z systemem, w której stawką jest życie grającego. Leonardo Sciascia tworzy nową kategorię powieści kryminalnych. Przyzwyczajeni do literackich dróg, które wiodą od morderstwa do ukarania zabójcy, czujemy się zaniepokojeni kryminałami bez wykrycia sprawcy lub, co gorsza, unicestwiającymi tych, którzy w poszukiwaniu prawdy poszli o krok za daleko. Niepokój i bezsilność to często obecni goście w twórczości Sciasci.
W 2020 roku ukazała się w Polsce powieść Leonarda Sciasci „Rada egipska”. Rzecz o tyle odmienna od wspomnianych wcześniej, że nie odwołująca się do historii współczesnej, akcja dzieje się bowiem w XVIII wieku, w Palermo. To czas nieprzypadkowy. W Europie rozpowszechniają się już myśli oświeceniowe, zaczyna się mówić o sprawiedliwości społecznej, znaczenia nabierają hasła takie, jak wolność, równość i braterstwo. Sycylia żyje jednak swoim życiem. Tu wciąż rządzi społeczna niesprawiedliwość i poddaństwo, główny przekaz kreuje klasa posiadająca. I oto na scenie pojawia się dwóch bohaterów: kapelan Giuseppe Vella i adwokat Francesco Paolo Di Blasi. Pierwszy z nich wplącze się w intrygę z tłumaczeniem pewnego arabskiego manuskryptu. Dość powiedzieć, że prawie nie zna arabskiego, a jego tłumaczenie opiera się na tym, co chciałby, aby znalazło się w przetłumaczonym dziele. Wiele jest w tym chłodnej kalkulacji, wraz z postępami pracy zgłaszają się bowiem osoby, którym zależy na tym, by historyczne arabskie kroniki we właściwym świetle opisywały przeszłość niektórych sycylijskich rodów. W grę wchodzi walka o zachowanie dziedzictwa, obecność w tłumaczeniu są więc w stanie hojnie opłacić. Rodzi się wielkie oszustwo, a Giuseppe Vella gra w nim główne skrzypce. Drugi z bohaterów adwokat Di Blasi to człowiek jasnego umysłu i czystego serca. Wierzy w równość ludzi, pragnie sprawiedliwości, chce odesłać w niebyt Sycylię burżuazyjną, opartą na wyzysku i pogardzie. Ulega pokusie dokonania przewrotu społecznego i politycznego, rodzącego nowy, sprawiedliwy ustrój, republikę. Jak to u Sciasci bywa, w walce z systemem nie można wygrać. System może wybaczyć oszustwo, nie idealizm. Oszustwo jest bowiem słabością człowieka, idealizm to jego siła, która może zagrozić systemowi. Dlatego Vella ukorzy się i ocaleje, a Di Blasi ze spokojem i jasnym spojrzeniem pójdzie ku zagładzie. Tak jakby wszyscy uczestnicy tej opowieści z góry wiedzieli, jaka rola im przypadnie i jaki będzie ich finał. Żadnego dreszczu niepewności, żadnego krzyku lub choćby emocjonalnego sprzeciwu. Na spokojnie, jakby nie było innego wyjścia.
Powieść dotyka innych tematów i opowiada inną historię niż zazwyczaj u Sciasci, jednak jest zaskakująco podobna w diagnozie Sycylii i Sycylijczyków. Nie ma znaczenia, czy to XVIII-wieczny adwokat czy współczesny komisarz – obaj stają naprzeciwko władzy, formalnej lub nie, i muszą podjąć decyzje dotyczące własnej duszy. Są bezbronni. Prawda ich nie ocali.
Choć przyjęło się uważać Leonarda Sciascię za pisarza tematów mafijnych, jego refleksje są znacznie bardziej uniwersalne. Wykraczają poza Sycylię. Pokazuje niewygodną diagnozę współczesnego świata. I zostawia nas z pytaniem, czy jesteśmy gotowi iść przez życie z jasnym spojrzeniem i czystą duszą. Może jak nas będzie więcej, to zwyciężymy. Ale pewności nie ma. Jest za to ryzyko. Bardzo duże ryzyko graniczące z pewnością klęski. Do nas należy odpowiedź i piekielnie trudna decyzja.
Leonardo Sciascia urodził się na Sycylii i pozostał wierny tej wyspie przez całe życie (1921-1989). Kiedy jest się Sycylijczykiem, dostaje się w dziedzictwie pewien rodzaj fatalizmu i bezsilności. Żyje się z piętnem wielu trudnych prawd, w obliczu problemów nierozwiązanych od stuleci, może już wręcz nierozwiązywalnych. Tam sprawy nie są łatwe albo trudne, do załatwienia lub nie. Sycylia to stan, nie proces. Stan umysłu, stan odrętwienia, stan wszechogarniającej niemocy. Sycylia wykracza też poza proste rozróżnienia, co jest dobre, a co złe, co jest prawdą, co kłamstwem. Wszystko staje się w pewnym momencie względne. Mafia to tylko jeden z trudnych sycylijskich tematów, nierozwiązywalny i bardzo względny. W historii wyspy było wiele takich nierozwiązywalnych i pełnych względności tematów. Leonardo Sciascia sięgał po nie, przyglądał im się uważnie, po czym opisywał ze szczególnym rodzajem fatalistycznego spokoju. Zdawał się wiedzieć więcej, mimo to – a może właśnie dlatego – nie formułował prostych wniosków, nie podrzucał rozwiązań na miarę czasów, w których głosi się prawdy, że z każdej opresji jest jakieś pozytywne wyjście. Świat Leonarda Sciasci nie ma dróg ewakuacyjnych, a ludzie w nim żyjący są skazani na życie w nim. I to jest jedyna prosta prawda. Cała reszta jest skomplikowana.
Sciascia nie ma w sobie zgody na niesprawiedliwość, odróżnia prawdę od kłamstwa, oddziela światło od ciemności. Pisze o tym, co inni przeczuwają, ale nie chcą o tym wiedzieć. Pokazuje to, o czym wielu wie, ale nie chce o tym mówić, a tym bardziej pisać. Jednocześnie zdaje się mówić, że świadomość dobra i zła w świecie bez moralności nie tylko nic nie rozwiązuje, lecz wręcz komplikuje wszystko jeszcze bardziej. Oto bowiem zaczyna się żyć w tragicznej podwójności, w nieustannym zderzeniu prawdy i względności. Jego słowa oddają hołd wszystkim przegrywającym ze złem, z systemem, z historią czy w końcu z ludzką niepamięcią, która bywa ucieczką od niemocy.
Polscy czytelnicy mogą przeczytać kilka dzieł Sciasci przetłumaczonych na język polski. Wśród nich przejmujące kryminały „Kontekst” czy „Dzień puszczyka”, w których dochodzenie do prawdy to coś znacznie trudniejszego i bardziej niebezpiecznego niż tylko poszukiwanie sprawcy. Do spraw związanych z mafią nawiązują również powieści „Każdemu, co mu się należy (od mafii)” czy „Todo modo”. Także w dwóch małych opowieściach kryminalnych składających się na książkę „Rycerz i śmierć. Prosta historia” mamy do czynienia z grą z systemem, w której stawką jest życie grającego. Leonardo Sciascia tworzy nową kategorię powieści kryminalnych. Przyzwyczajeni do literackich dróg, które wiodą od morderstwa do ukarania zabójcy, czujemy się zaniepokojeni kryminałami bez wykrycia sprawcy lub, co gorsza, unicestwiającymi tych, którzy w poszukiwaniu prawdy poszli o krok za daleko. Niepokój i bezsilność to często obecni goście w twórczości Sciasci.
W 2020 roku ukazała się w Polsce powieść Leonarda Sciasci „Rada egipska”. Rzecz o tyle odmienna od wspomnianych wcześniej, że nie odwołująca się do historii współczesnej, akcja dzieje się bowiem w XVIII wieku, w Palermo. To czas nieprzypadkowy. W Europie rozpowszechniają się już myśli oświeceniowe, zaczyna się mówić o sprawiedliwości społecznej, znaczenia nabierają hasła takie, jak wolność, równość i braterstwo. Sycylia żyje jednak swoim życiem. Tu wciąż rządzi społeczna niesprawiedliwość i poddaństwo, główny przekaz kreuje klasa posiadająca. I oto na scenie pojawia się dwóch bohaterów: kapelan Giuseppe Vella i adwokat Francesco Paolo Di Blasi. Pierwszy z nich wplącze się w intrygę z tłumaczeniem pewnego arabskiego manuskryptu. Dość powiedzieć, że prawie nie zna arabskiego, a jego tłumaczenie opiera się na tym, co chciałby, aby znalazło się w przetłumaczonym dziele. Wiele jest w tym chłodnej kalkulacji, wraz z postępami pracy zgłaszają się bowiem osoby, którym zależy na tym, by historyczne arabskie kroniki we właściwym świetle opisywały przeszłość niektórych sycylijskich rodów. W grę wchodzi walka o zachowanie dziedzictwa, obecność w tłumaczeniu są więc w stanie hojnie opłacić. Rodzi się wielkie oszustwo, a Giuseppe Vella gra w nim główne skrzypce. Drugi z bohaterów adwokat Di Blasi to człowiek jasnego umysłu i czystego serca. Wierzy w równość ludzi, pragnie sprawiedliwości, chce odesłać w niebyt Sycylię burżuazyjną, opartą na wyzysku i pogardzie. Ulega pokusie dokonania przewrotu społecznego i politycznego, rodzącego nowy, sprawiedliwy ustrój, republikę. Jak to u Sciasci bywa, w walce z systemem nie można wygrać. System może wybaczyć oszustwo, nie idealizm. Oszustwo jest bowiem słabością człowieka, idealizm to jego siła, która może zagrozić systemowi. Dlatego Vella ukorzy się i ocaleje, a Di Blasi ze spokojem i jasnym spojrzeniem pójdzie ku zagładzie. Tak jakby wszyscy uczestnicy tej opowieści z góry wiedzieli, jaka rola im przypadnie i jaki będzie ich finał. Żadnego dreszczu niepewności, żadnego krzyku lub choćby emocjonalnego sprzeciwu. Na spokojnie, jakby nie było innego wyjścia.
Powieść dotyka innych tematów i opowiada inną historię niż zazwyczaj u Sciasci, jednak jest zaskakująco podobna w diagnozie Sycylii i Sycylijczyków. Nie ma znaczenia, czy to XVIII-wieczny adwokat czy współczesny komisarz – obaj stają naprzeciwko władzy, formalnej lub nie, i muszą podjąć decyzje dotyczące własnej duszy. Są bezbronni. Prawda ich nie ocali.
Choć przyjęło się uważać Leonarda Sciascię za pisarza tematów mafijnych, jego refleksje są znacznie bardziej uniwersalne. Wykraczają poza Sycylię. Pokazuje niewygodną diagnozę współczesnego świata. I zostawia nas z pytaniem, czy jesteśmy gotowi iść przez życie z jasnym spojrzeniem i czystą duszą. Może jak nas będzie więcej, to zwyciężymy. Ale pewności nie ma. Jest za to ryzyko. Bardzo duże ryzyko graniczące z pewnością klęski. Do nas należy odpowiedź i piekielnie trudna decyzja.
Leonardo Sciascia, Rada egipska, tłumaczenie Halina Kralowa, wydawnictwa Próby i Austeria, Warszawa 2020.
Magdalena Giedrojć