„Czekam, aż stanie się coś pięknego”: dzieciństwo w cieniu wojny
Historia siedmioletniego Ameriga Speranzy, którą zawarła w książce „Czekam, aż stanie się coś pięknego” Viola Ardone, to opowieść kompletna pod każdym względem. Są tu silne emocje, prawda historyczna, ironia i celne obserwacje społeczne. Powieść jest polifoniczna, zróżnicowana językowo, co doskonale oddał w tłumaczeniu na polski Mateusz Kłodecki.
Ameriga poznajemy w 1946 r. Chłopiec ma tylko matkę. Obydwoje klepią biedę w nędznym mieszkanku w Quartieri Spagnoli w Neapolu. Dumna Antonietta cierpi w milczeniu, wspomina męża, który prawdopodobnie uciekła do USA i starszego synka, Luigiego, zmarłego na bronchit.
Amerigo i Antonietta radzą sobie jak mogą, a
mogą niewiele. Np. handlują starymi szmatami, i w ogóle czym się da. Antonietta
marzy o lepszej przyszłości dla syna, ale nie ma pojęcia, jak mu ją zapewnić.
Zamyka się często w sobie, bywa szorstka, ale bardzo go kocha.
Amerigo jest
bystry, bardzo go wszystko interesuje. Fascynuje go różne rzeczy – od butów, przez jedzenia aż po muzykę i
liczne ciekawostki. Buty mają dla niego znaczenie niezwykłe, marzy o nowych,
całych i wygodnych. Jak tłumaczy Amerigo, buty potrafią wiele powiedzieć o
człowieku, jeśli im się dobrze przyjrzeć.
Chłopiec obserwuje
buty przechodniów. „Cały but: punkt
zdobyty; dziurawy but: punkt odjęty. Brak butów: zero punktów. Nowe
buty: gwiazdka i bonus. Nigdy nie miałem własnych butów, zawsze noszę cudze i zawsze mnie uwierają. Mama mówi, że krzywo
chodzę. Nie moja wina. To cudze buty. Mają kształt stóp, które nosiły je przede
mną. Nabrały ich przyzwyczajeń, przemierzały inne ulice, bawiły się w inne gry.
To skąd mają wiedzieć, jak ja chodzę i dokąd bym chciał iść, kiedy już do mnie
trafią? Muszą się oswoić, krok po kroku” –
tłumaczy Amerigo (str. 9 „Czekam, aż stanie się coś pięknego”).
Amerigo ma wielu przyjaciół, lubi też sąsiadki
– panią Poćciwinę i Wywłoczysko. Pewnego
dnia, mocno zawstydzona Antonietta zgłasza się z Amerigo do siedziby komunistów
przy via Medina w Neapolu. Niedługo zacznie się wielka przygoda Ameriga,
przygoda, która zmieni w jego życiu wszystko, także kontakty z matką.
Razem z tysiącami rówieśników z Neapolu Amerigo
jedzie na północ Włoch. Lewicowe organizacje przygotowały specjalną akcję,
dzięki której dzieci z południa będą mogły pobyć kilka miesięcy w cieple,
najeść się i poczuć się bezpiecznie.
Amerigo trafia do rodziny, która mieszka pod
Bolonią. Zaprzyjaźnia się ze wszystkimi członkami rodziny. On, który jeszcze
niedawno mówił z płaczem „lubi być tylko z moją mamą”, staje się coraz bardziej
otwarty. Szybko się uczy i zaczyna rozwijać talent muzyczny. Ma ciepłe ubrania,
wygodne buty i pod dostatkiem jedzenia.
Amerigo wraca po kilku miesiącach do matki. Zmienił
się, ona też się zmieniła. Powrót był bolesny, choć tęsknota chłopca za matką
była ogromna. Nie zdradzę, jak potoczyły się losy Ameriga, czy wrócił do
Bolonii, czy został w Neapolu z matką. Dość powiedzieć, że ostatnia część
książki Violi Ardone to opowieść dorosłego Ameriga, znanego skrzypka, który po
latach odwiedził rodzinne miasto.
Prawdziwa
historia
Akcja charytatywna, w której wziął udział
bohater powieści Violi Ardone, wydarzyła się naprawdę. Nazwano ją „I treni
della felicità” (Pociągi radości”). Zorganizowały ją po zakończeniu II wojny światowej włoska
Partia Komunistyczna i Związek Kobiet
Włoskich (L'Unione donne Italiano).
Powstał „Comitato per la salvezza dei bambini di Napoli” (Komitet ratowania dzieci z Neapolu). W latach 1946-1952 ok. siedemdziesięciu tysięcy dzieci z południa Włoch znalazło jedzenie, schronienie i emocjonalne wsparcie u rodzin na północy kraju. Nie wszyscy ludzie, którzy włączali się do pomocy i przyjmowali dzieci do swoich domów, byli bogaci; na pewno mieli więcej niż ich rodacy z południa i dzielili się tym, co mieli.
„W tej
historii interesował mnie aspekt ludzki. Dzieci, które ruszał w swoją pierwszą
w życiu podróż, podróż długą, bo pociąg z Neapolu do Bolonii jechał wtedy 32
godziny. Docierały do obcego miejsca, miały mieszkać z ludźmi, którzy byli dla
nich kimś obcym. U rodziny z Emilii Romanii dzieci z Neapolu zostawały na sześć
miesięcy, czasem dłużej. Nawiązywały się silne więzi, niektóre z nich
przetrwały do dziś” – opowiadała w jednym z wywiadów Viola Ardone.
Pisarka przez kilka lat dokumentowała akcję z 1946 r. i zebrała wiele
materiałów.
Literackie i filmowe repetytorium
Jak wyglądały powojenne Włochy, jak wyglądał wtedy
Neapol? Opowiedział o tamtym czasie
m.in. Roberto Rossellini w filmie pt. „Paisà” z 1946 r. To wielki, filmowy fresk, do którego
scenariusz napisali razem z reżyserem m.in. Sergio Amidei i Federico Fellini.
Filmowcy jeździli po kraju, rozmawiali z ludźmi, zbierali wspomnienia
mieszkańców wsi i miast. Tytuł filmu oznacza wieśniaka w dialekcie.
Dzieło
Rosselliniego jest podzielone jest na sześć części zatytułowanych „Sycylia”,
„Neapol”, „Rzym”, „Florencja”, „Romania”, „Nizina Padańska”. Między nimi reżyser umieścił fragmenty
autentycznych kronik filmowych z ofensywy żołnierzy amerykańskich we
Włoszech.
Bohaterem noweli pt. „Neapol” jest Pasquale,
mały, głodny włóczęga, który żyje w ruinach zniszczonego miasta. Chłopiec
kradnie buty ciemnoskóremu żołnierzowi amerykańskiemu, który zasnął pijany.
Następnego dnia Joe znajduje Pasquale i każe mu zaprowadzić się do domu, chce
porozmawiać z jego rodzicami. A Pasquale nie ma rodziców, mieszka z takimi jak
on sierotami wojennymi w ruinach.
Lekturą uzupełniającą do arcydzieła rodzącego
się włoskiego neorealizmu jest „Skóra” Curtzia Mallapartego. Autor słynnego reportażu
„Kaputt” w „Skórze” opisuje wojenną apokalipsę, która opanowała Neapol pod
koniec wojny.
Mallaparte, reporter niezwykły, widzi więcej
niż „zwykły” dziennikarz. Potrafi przy tym pisać tak, że wydobywa ukryte
znaczenia w faktach, obrazach czy tzw. zbiegach okoliczności. Nie jest to lektura łatwa. Uznano ją za
obrazoburczą. Ale mówi wiele o tamtym czasie we Włoszech.
Beata Zatońska
Powieść Violi Ardone „Czekam, aż stanie
się coś pięknego” (Il treno dei bambini) została przetłumaczona na 25 języków. W
Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa Sonia Draga w 2020 r. Tłumaczenie – Mateusz
Kłodecki.
Tłumacz dostał nagrodę za swoją pracę Nagroda Literacka im. Leopolda Staffa w 2021 r.