Wenecki Harry’s Bar – malarstwo przenika się ze sztuką kulinarną
Włoskie wina słyną na świecie, wielką popularność zdobyły też włoskie koktajle. Jednym z nich jest Bellini. Jego historia to opowieść o sztuce, dobrym jedzeniu i Wenecji początku XX wieku i lokalu, w którym powstał. Harry’s Bar to miejsce, gdzie pierwszy raz serwowano delikatnie musujący koktajl o brzoskwiniowym aromacie oraz słynne carpaccio.
Harry’s Bar jest wpisany na listę zabytków przez włoskie Ministerstwo Kultury. Znajduje się niedaleko placu św. Marka przy Calle Vallaresso. Gdy Giuseppe Cipriani otwierał w 1931 r. swój niewielki, bo liczący zaledwie 45 metrów kwadratowych, lokal, trzeba było się nieco natrudzić, by tam się dostać, bo nie było mostu łączącego ulicę z placem. Sprawiło to, że Harry’s Bar stał się miejscem dla wybranych i nie było tam przypadkowych gości.
Bywali tam klienci znamienici, m.in. Ernest Hemingway, Orson Welles, Maria Callas, Sinclar Lewis, Truman Capote i wielu, wielu innych. Hemingway miał zarezerwowany stolik i w czasie pobytów w Wenecji przychodził tam codziennie. Pisarz przyjaźnił się z Ciprianim. O Harry’s Bar Hemingway wspominał wielokrotnie w powieści pt. „Za rzekę, w cień drzew”.
Harry’s Bar pojawił się też w piosence Paola Contego pt. „Hemingway” z albumu „Appunti di viaggio”.
Wdzięczny Amerykanin
Jak opowiadał Cipriani, bar nazwał na cześć pewnego młodego Amerykanina. Był to Harry Pickering, który w latach dwudziestych XX wieku przyjechał do Wenecji. Młodzieniec był alkoholikiem i rodzina postanowiła go wysłać za ocean, z dala od złego towarzystwa. Ciocia wyjechała, a Amerykanin został bez grosza i nie miał za co wrócić do domu. Giuseppe Cirpiani był wtedy barmanem w hotelu Europa & Britannia, gdzie rezydował Harry. Pożyczył młodzieńcowi niebagatelną wtedy sumę 10 tys. lirów.
Harry pojechał do USA, wyleczył się z nałogu, a potem wrócił i dał swojemu dobroczyńcy czterdzieści tysięcy lirów. Dzięki temu Cipriani mógł otworzyć swój własny lokal. Nazwał go na cześć Amerykanina Harry’s Bar. Lokal z powodzeniem działa do dziś. Schedę po ojcu odziedziczył Arrigo Cipriani, a teraz zajmuje się rodzinnym biznesem jego syn, noszący na cześć dziadka imię Giuseppe.
Owocna wystawa
W 1948 r. Giuseppe Cipriani wymyślił koktajl, który nazwał na cześć malarza Giovanniego Belliniego. W Wenecji w Palazzo Ducale otwarto wtedy właśnie retrospektywę poświęconą temu renesansowemu malarzowi.Bellini był wybitnym kolorystą, twórcą weneckiej szkoły kolorystycznej. Artysta po mistrzowsku operował światłem. Zasłynął jako malarz Madonn, scen religijnych i wedut. Cipriani miał się zachwycić różowawym kolorem płaszcza jednego ze świętych namalowanych przez Belliniego.
Koktajl Ciprianiego to proporcja 100 ml prosecco i 50 ml przecieru z białych brzoskwiń. Według oryginalnej receptury należy wziąć zgnieciony, niezmiksowany, miąższ dojrzałych białych brzoskwiń z Werony.
Koktajl Bellini zrobił zawrotną karierę. Można kupić gotowy, w butelkach. Nie trzeba jednak tłumaczyć, że najlepszy jest świeżo przyrządzony.
Bellini pojawia się w filmach. Pili go m.in. bohaterowie „Magicznych nocy” Paola Virzì.
Kolejna wystawa i kolejny hit
W 1950 r. zorganizowano w Wenecji w Palazzo Ducale wystawę weneckiego mistrza Vittore Carpaccio (1456-1526). Malarz posługiwał się intensywnymi kolorami, lubił grę kontrastowych światłocieni i dynamikę.Wśród stałych gości Harry’s Bar była wtedy hrabina Amalia Nani Mocenigo. Wpadała tam codziennie na lunch. Lekarz zalecił jej, by przez pewien czas jadła tylko surowe produkty. Zwierzyła się z tego Ciprianiemu. Kucharz przygotował więc dla niej specjalne danie. Wołowinę pokrojoną na cieniutkie, niemal przezroczyste plastry, polaną sosem. Hrabina była zachwycona, danie bardzo jej smakowało. Zaproponowała, by nazwać je Carpaccio na cześć malarza, który lubił intensywną czerwień.
Carpaccio podawane jest z tzw. sosem uniwersalnym, czyli majonezem z dodatkiem brandy i sosu Worcester.
Beata Zatońska
Przeczytaj także: