Palio, czyli Siena w oparach szaleństwa
Na pierwszy rzut oka: zwyczajne zawody, ale wystarczy przyjrzeć się nieco uważniej, by pod płaszczykiem sportowych emocji dostrzec coś jeszcze. Coś, co zadziwia i niepokoi, fascynuje i przeraża. Chwilami nie wiadomo, czy to tylko lekki obłęd, czy już całkiem poważne szaleństwo.
Podobno Palio nie da się zrozumieć, jeśli nie jest się rodowitym sieneńczykiem. Wielu próbuje, wielu zbliża się do prawdy, ale zaledwie nieliczni dotykają istoty tego zjawiska. Reszta musi zadowolić się efektownym rytuałem, który towarzyszy wydarzeniu. Na czym polega absolutna niezwykłość Palio? Zacznijmy od początku…
Kontrada na śmierć i życie
Nie da się oddzielić Palio od miasta, w którym się ono odbywa. Aby w ogóle można było zbliżyć się do zrozumienia, o co chodzi w tym przedziwnym wyścigu, trzeba przyjrzeć się strukturze Sieny. Kluczowa staje się tu kontrada, czyli dzielnica. Nie chodzi jednak o zestaw ulic i domów, lecz o wielką wspólnotę ludzi. W kontradzie się nie mieszka, do kontrady się należy. Od urodzenia, aż do śmierci. Młody sieneńczyk jest chrzczony w należącej do kontrady fontannie i ten moment naznacza całe jego życie, od tej pory bowiem jest nierozerwalnie związany ze swoją dzielnicą, z jej symbolami, historią i ambicją. Staje się częścią wspólnoty, która troszczy się o jego los, o spokojną codzienność mieszkańców. Każdy ma obowiązek uczestniczyć w życiu swojej kontrady, na miarę swych umiejętności i możliwości finansowych. Członkowie wspólnoty pracują na rzecz swojej kontrady. Doglądają potrzebujących i zagubionych, opiekują się dziećmi, chorymi i tymi wszystkimi, którzy sami nie umieją o siebie zadbać. Mniej lub bardziej dyskretny nadzór sprawia, że w Sienie przestępczość jest raczej symboliczna, a statystyki podnoszą głównie przybysze. Uważne oko kontrady błyskawicznie dostrzega miejscowych rozbójników i reaguje, nie dopuszczając do większych problemów. Wagarujące dzieci szybko zostaną zauważone przez sąsiadki, a nastoletni buntownicy zmuszeni do zajęć na rzecz kontrady, by nie szukali kłopotów z dala od domu. Wspólne spotkania sąsiadów z dzielnicy sprawiają, że wszyscy doskonale się tu znają. Trudno o zdradę czy poważne kłamstwo, bo każdy grzech wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Kontrada dba i pilnuje. Broni słabszych, ale zmusza do aktywności tych, którzy mogą pomagać. Dziś ty pomożesz komuś, jutro ktoś pomoże tobie. Możesz dać trochę pieniędzy lub czasu, pomóc swoją pracą lub uważną obecnością. Każdy w kontradzie jest jak członek rodziny: na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i w kłopotach.
Miłość i nienawiść
W tej chwili w Sienie jest 17 kontrad. Kiedyś było ich znacznie więcej, z czasem jednak większe dzielnice wchłonęły mniejsze – z 38 zostało 23, w końcu, w XVIII wieku, pozostało już tylko 17. I tak jest do dziś. Miasto złożone z siedemnastu wielkich rodzin, siedemnastu wspólnot, które ze sobą sąsiadują. Łączy je Siena, jej sukcesy i porażki, a także wspólna niechęć do Florencji; dzielą sąsiedzkie zaszłości, których początki giną w mrokach historii. Dziś często już nie wiadomo, skąd wzięła się wrogość między niektórymi kontradami, trudno doszukać się przyczyn wielu sąsiedzkich wojen. Są one jednak tak silne i pełne pasji, że trwają, mimo upływu lat, i choć trochę już bez powodu, to z nieustającą siłą i uporem, by nie dopuścić do zwycięstwa przeciwnika, by nie ustąpić ani na krok w mniej lub bardziej ważkich sprawach.
I tu powoli przechodzimy do Palio, które jest wyścigiem kontrad. Choć na torze biegną konie, to za nimi stoją tysiące mieszkańców Sieny, podzielonych na swoje nieustępliwe wspólnoty, wspierające się lub wzajemnie zwalczające. W tym wyścigu jest cała historia Sieny: wszystkie sojusze i odwieczne walki, rywalizacja, realizowanie ambicji kontrad i ponaddzielnicowych porozumień. Jest duma ze Sieny i z własnej „małej ojczyzny”. Właśnie dlatego tak trudno zrozumieć fenomen Palio. We współczesnych miastach, gdzie sąsiad nie zna sąsiada, a dzielnica nie zna swoich mieszkańców, zawody są zwykłą zabawą. Nikt nie traktuje ich zbyt poważnie, liczy się dreszczyk emocji i ewentualna wygrana. W Sienie to rywalizacja na śmierć i życie, rytuał wewnątrz zamkniętego świata, walka o potwierdzenie swojej pozycji w gronie odwiecznych przyjaciół i wrogów. To nie jest bieg siedemnastu koni, to walka siedemnastu części świata. Walka o honor i poczucie dumy ze swojej wspólnoty.
Bieg po „szmatę”
Palio to nazwa nie tylko wyścigu, ale też głównej wygranej, czyli sztandaru z wizerunkiem Madonny. Ma on głównie wartość emocjonalną. Liczy się zwycięstwo, a palio stanowi jego ukoronowanie, nie cel sam w sobie. Sieneńczycy mówią o nim czasami „szmata”, ale nie dajmy się zwieść pozorom: zależy im na tej szmacie bardziej niż na czymkolwiek innym! Ta nieco chropowata czułość próbuje ukryć prawdziwą pasję i gotowość do każdego poświęcenia, by sztandar stał się trofeum ich kontrady.
Przygotowania do Palio zaczynają się z chwilą ukończenia poprzedniego wyścigu. Po pierwszych radościach i smutkach, przychodzi czas na myślenie o następnym biegu. Trzeba obmyślić strategię, odświeżyć tajne porozumienia z sojusznikami lub zawiązać nowe koalicje. Znaleźć dobrego dżokeja, który poprowadzi konia do zwycięstwa. To wymaga czasu, szczególnie, że dokładnie to samo w tej chwili robią wszystkie kontrady. Każda ma jakiś swój tajemny plan, każda szuka wspaniałego zawodnika, każda analizuje i szuka najlepszych rozwiązań. Palio przypomina wojnę, dlatego na czas zawodów władze cywilne przekazują dowodzenie w kontradzie kapitanowi, który będzie prowadził ostatnie tajne rokowania, ustali strategię i poprowadzi kontradę do zwycięstwa lub przynajmniej pomoże pokonać przeciwnika.
Decydującym momentem Palio jest losowanie koni. Wcześniej każda kontrada ma takie same szanse na zwycięstwo, po losowaniu niemal wszystko staje się jasne. Wprawdzie ze wszystkich koni przedstawionych do wyścigu jeszcze przed losowaniem odrzuca się najsilniejsze i najsłabsze, aby wyrównać szanse, ale i tak wiadomo, że w grupie koni, które pozostały, są faworyci i potencjalni przegrani. Po losowaniu już wiadomo, która kontrada dostała doskonałego konia, a której przyjdzie się ścigać na koniu, delikatnie mówiąc, niezbyt wybitnym. Akcja przyspiesza. Kapitanowie naradzają się z doradcami, słuchają głosu swoich kontrad i przystępują do kolejnej tury tajnych porozumień. Jeśli koń jest kiepski i nie ma szans na zwycięstwo, trzeba się skupić na tym, jak przeszkodzić odwiecznym wrogom. Zaprzyjaźnione kontrady obiecują sobie pomoc podczas wyścigu, ustalają, kto kogo zablokuje, komu przeszkodzi, aby wesprzeć sojusznika. W wieczór przed Palio mieszkańcy poszczególnych kontrad spotykają się na kolacjach, wszyscy siedzą przy długich stołach, rozstawionych po prostu na ulicach. Debatują, jedzą, podtrzymują się na duchu. Obcy nie mają prawa wstępu, to czas tylko dla wspólnoty, ostatnie chwile przed triumfem lub porażką.
Koń zwycięża
Nadchodzi dzień Palio. Z samego rana są załatwiane ostatnie formalności – nominacja dżokejów. Od tej pory nic już nie może się zmienić. Jeśli jakiś koń lub dżokej źle się poczuje, kontrada po prostu nie wystąpi. Nie ma możliwości dokonania jakichkolwiek przetasowań. Klamka zapadła.
Mieszkańcy spotykają się w swoich dzielnicowych kościołach, gdzie uroczyście wprowadzany jest też koń, który dostaje błogosławieństwo. Tradycja mówi, że jeśli koń wypróżni się w kościele, jest to zapowiedź powodzenia. Kapłan wygłasza formułę: Idź i wróć jako zwycięzca, po czym koń jest uroczyście wyprowadzany z kościoła. Do samego wyścigu zarówno koń, jak i dżokej, znajdują się pod uważną obserwacją mieszkańców kontrady, aby nie stała im się jakaś krzywda i aby dżokej nie dał się przekupić przeciwnikom.
Bieg odbywa się na głównym miejskim placu. Tłum gromadzi się tu przez cały dzień, bezpłatne miejsca na środku Piazza del Campo zajmowane są już od samego rana. Wokół placu, na trybunach, okolicznych balkonach i dachach miejsca są wynajmowane przez właścicieli za ogromne pieniądze, chętnych jednak nie brakuje. Każdy chce zobaczyć najpierw efektowną paradę, a potem sam wyścig.
Zaczyna się skomplikowana procedura przedstartowa. Dziesięć koni z jeźdźcami gromadzi się w pobliżu startu. Dziewięć koni powinno ustawić się według wyczytanej kolejności przy linach startowych, a dziesiąty wbiega galopem między liny i tym samym zaczyna bieg. Niełatwo jednak zdyscyplinować dziesięć zwierząt, którym udziela się nerwowa atmosfera. Dochodzi do falstartów, trudno nawet zachować ustaloną kolejność. To ostatnie chwile, by przypomnieć o tajnych porozumieniach, a może niespodziewanie zawrzeć nowe. Dżokejom zdarza się, że właśnie w tym momencie, gdy znają już i konia, i pozycję startową, jeszcze coś zmieniają, sprzedają się lub podbijają stawkę. W tych ostatnich sekundach jeszcze wiele może się zdarzyć. Atmosfera staje się coraz bardziej gorąca. Tłum drży w oczekiwaniu na moment, gdy dziesiąty koń zacznie właściwy bieg.
Udało się! Ruszyły. Trzy okrążenia Campo, półtorej minuty. I po biegu. Jakiś koń dobiegł do mety bez dżokeja, ale to nie ma znaczenia, bo na mecie liczy się koń, nie człowiek. Jedna z kontrad szaleje z radości, inne, przygnębione, opuszczają plac. W jednej z kontrad trwać będzie całonocna festa, inne mają dużo czasu na przeanalizowanie, co poszło nie tak. Wkrótce emocje opadną, następnego dnia rano Siena wróci do spokojnej codzienności.
Turyści opuszczają miasto. Niewiele zrozumieli z tego szaleństwa. Wyjadą ze zdjęciami zwycięskiej kontrady, będą opowiadali po całym świecie, że mieszkańcy tego miasta są uroczy i pełni pasji, choć nie całkiem normalni.
A sieneńczycy? Posprzątają Campo, staną się na powrót łagodni i powściągliwi. Do domów znowu wprowadzą się małżonkowie, którzy na czas Palio wrócili do swoich rodzimych kontrad, bo emocje przed biegiem potrafią rozbijać nawet szczęśliwe rodziny. Lepiej nie ryzykować i na chwilę się rozstać, a po Palio znów budować porozumienie ponad podziałami. Kontrady znów zajmą się opieką nad chorymi i słabymi, będą pilnować dzieci i karmić głodnych. Ale gdy opadnie kurz, powróci myśl o zwycięstwie i zaczną się pierwsze, nieśmiałe próby odzyskania utraconej chwały. Gdzieś na ławeczce, w pobliżu Campo, siądzie dwóch sieneńczyków i zacznie się zastanawiać, jakby to było, gdyby w tym roku ich kontrada zdobyła sztandar. Marzenie zacznie dojrzewać…
Magdalena Giedrojć
Tekst ukazał się pierwotnie w dwumiesięczniku „La Rivista” 2013, nr 6, s. 26-33.
Podobno Palio nie da się zrozumieć, jeśli nie jest się rodowitym sieneńczykiem. Wielu próbuje, wielu zbliża się do prawdy, ale zaledwie nieliczni dotykają istoty tego zjawiska. Reszta musi zadowolić się efektownym rytuałem, który towarzyszy wydarzeniu. Na czym polega absolutna niezwykłość Palio? Zacznijmy od początku…
Kontrada na śmierć i życie
Nie da się oddzielić Palio od miasta, w którym się ono odbywa. Aby w ogóle można było zbliżyć się do zrozumienia, o co chodzi w tym przedziwnym wyścigu, trzeba przyjrzeć się strukturze Sieny. Kluczowa staje się tu kontrada, czyli dzielnica. Nie chodzi jednak o zestaw ulic i domów, lecz o wielką wspólnotę ludzi. W kontradzie się nie mieszka, do kontrady się należy. Od urodzenia, aż do śmierci. Młody sieneńczyk jest chrzczony w należącej do kontrady fontannie i ten moment naznacza całe jego życie, od tej pory bowiem jest nierozerwalnie związany ze swoją dzielnicą, z jej symbolami, historią i ambicją. Staje się częścią wspólnoty, która troszczy się o jego los, o spokojną codzienność mieszkańców. Każdy ma obowiązek uczestniczyć w życiu swojej kontrady, na miarę swych umiejętności i możliwości finansowych. Członkowie wspólnoty pracują na rzecz swojej kontrady. Doglądają potrzebujących i zagubionych, opiekują się dziećmi, chorymi i tymi wszystkimi, którzy sami nie umieją o siebie zadbać. Mniej lub bardziej dyskretny nadzór sprawia, że w Sienie przestępczość jest raczej symboliczna, a statystyki podnoszą głównie przybysze. Uważne oko kontrady błyskawicznie dostrzega miejscowych rozbójników i reaguje, nie dopuszczając do większych problemów. Wagarujące dzieci szybko zostaną zauważone przez sąsiadki, a nastoletni buntownicy zmuszeni do zajęć na rzecz kontrady, by nie szukali kłopotów z dala od domu. Wspólne spotkania sąsiadów z dzielnicy sprawiają, że wszyscy doskonale się tu znają. Trudno o zdradę czy poważne kłamstwo, bo każdy grzech wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Kontrada dba i pilnuje. Broni słabszych, ale zmusza do aktywności tych, którzy mogą pomagać. Dziś ty pomożesz komuś, jutro ktoś pomoże tobie. Możesz dać trochę pieniędzy lub czasu, pomóc swoją pracą lub uważną obecnością. Każdy w kontradzie jest jak członek rodziny: na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i w kłopotach.
Miłość i nienawiść
W tej chwili w Sienie jest 17 kontrad. Kiedyś było ich znacznie więcej, z czasem jednak większe dzielnice wchłonęły mniejsze – z 38 zostało 23, w końcu, w XVIII wieku, pozostało już tylko 17. I tak jest do dziś. Miasto złożone z siedemnastu wielkich rodzin, siedemnastu wspólnot, które ze sobą sąsiadują. Łączy je Siena, jej sukcesy i porażki, a także wspólna niechęć do Florencji; dzielą sąsiedzkie zaszłości, których początki giną w mrokach historii. Dziś często już nie wiadomo, skąd wzięła się wrogość między niektórymi kontradami, trudno doszukać się przyczyn wielu sąsiedzkich wojen. Są one jednak tak silne i pełne pasji, że trwają, mimo upływu lat, i choć trochę już bez powodu, to z nieustającą siłą i uporem, by nie dopuścić do zwycięstwa przeciwnika, by nie ustąpić ani na krok w mniej lub bardziej ważkich sprawach.
I tu powoli przechodzimy do Palio, które jest wyścigiem kontrad. Choć na torze biegną konie, to za nimi stoją tysiące mieszkańców Sieny, podzielonych na swoje nieustępliwe wspólnoty, wspierające się lub wzajemnie zwalczające. W tym wyścigu jest cała historia Sieny: wszystkie sojusze i odwieczne walki, rywalizacja, realizowanie ambicji kontrad i ponaddzielnicowych porozumień. Jest duma ze Sieny i z własnej „małej ojczyzny”. Właśnie dlatego tak trudno zrozumieć fenomen Palio. We współczesnych miastach, gdzie sąsiad nie zna sąsiada, a dzielnica nie zna swoich mieszkańców, zawody są zwykłą zabawą. Nikt nie traktuje ich zbyt poważnie, liczy się dreszczyk emocji i ewentualna wygrana. W Sienie to rywalizacja na śmierć i życie, rytuał wewnątrz zamkniętego świata, walka o potwierdzenie swojej pozycji w gronie odwiecznych przyjaciół i wrogów. To nie jest bieg siedemnastu koni, to walka siedemnastu części świata. Walka o honor i poczucie dumy ze swojej wspólnoty.
Bieg po „szmatę”
Palio to nazwa nie tylko wyścigu, ale też głównej wygranej, czyli sztandaru z wizerunkiem Madonny. Ma on głównie wartość emocjonalną. Liczy się zwycięstwo, a palio stanowi jego ukoronowanie, nie cel sam w sobie. Sieneńczycy mówią o nim czasami „szmata”, ale nie dajmy się zwieść pozorom: zależy im na tej szmacie bardziej niż na czymkolwiek innym! Ta nieco chropowata czułość próbuje ukryć prawdziwą pasję i gotowość do każdego poświęcenia, by sztandar stał się trofeum ich kontrady.
Przygotowania do Palio zaczynają się z chwilą ukończenia poprzedniego wyścigu. Po pierwszych radościach i smutkach, przychodzi czas na myślenie o następnym biegu. Trzeba obmyślić strategię, odświeżyć tajne porozumienia z sojusznikami lub zawiązać nowe koalicje. Znaleźć dobrego dżokeja, który poprowadzi konia do zwycięstwa. To wymaga czasu, szczególnie, że dokładnie to samo w tej chwili robią wszystkie kontrady. Każda ma jakiś swój tajemny plan, każda szuka wspaniałego zawodnika, każda analizuje i szuka najlepszych rozwiązań. Palio przypomina wojnę, dlatego na czas zawodów władze cywilne przekazują dowodzenie w kontradzie kapitanowi, który będzie prowadził ostatnie tajne rokowania, ustali strategię i poprowadzi kontradę do zwycięstwa lub przynajmniej pomoże pokonać przeciwnika.
Decydującym momentem Palio jest losowanie koni. Wcześniej każda kontrada ma takie same szanse na zwycięstwo, po losowaniu niemal wszystko staje się jasne. Wprawdzie ze wszystkich koni przedstawionych do wyścigu jeszcze przed losowaniem odrzuca się najsilniejsze i najsłabsze, aby wyrównać szanse, ale i tak wiadomo, że w grupie koni, które pozostały, są faworyci i potencjalni przegrani. Po losowaniu już wiadomo, która kontrada dostała doskonałego konia, a której przyjdzie się ścigać na koniu, delikatnie mówiąc, niezbyt wybitnym. Akcja przyspiesza. Kapitanowie naradzają się z doradcami, słuchają głosu swoich kontrad i przystępują do kolejnej tury tajnych porozumień. Jeśli koń jest kiepski i nie ma szans na zwycięstwo, trzeba się skupić na tym, jak przeszkodzić odwiecznym wrogom. Zaprzyjaźnione kontrady obiecują sobie pomoc podczas wyścigu, ustalają, kto kogo zablokuje, komu przeszkodzi, aby wesprzeć sojusznika. W wieczór przed Palio mieszkańcy poszczególnych kontrad spotykają się na kolacjach, wszyscy siedzą przy długich stołach, rozstawionych po prostu na ulicach. Debatują, jedzą, podtrzymują się na duchu. Obcy nie mają prawa wstępu, to czas tylko dla wspólnoty, ostatnie chwile przed triumfem lub porażką.
Koń zwycięża
Nadchodzi dzień Palio. Z samego rana są załatwiane ostatnie formalności – nominacja dżokejów. Od tej pory nic już nie może się zmienić. Jeśli jakiś koń lub dżokej źle się poczuje, kontrada po prostu nie wystąpi. Nie ma możliwości dokonania jakichkolwiek przetasowań. Klamka zapadła.
Mieszkańcy spotykają się w swoich dzielnicowych kościołach, gdzie uroczyście wprowadzany jest też koń, który dostaje błogosławieństwo. Tradycja mówi, że jeśli koń wypróżni się w kościele, jest to zapowiedź powodzenia. Kapłan wygłasza formułę: Idź i wróć jako zwycięzca, po czym koń jest uroczyście wyprowadzany z kościoła. Do samego wyścigu zarówno koń, jak i dżokej, znajdują się pod uważną obserwacją mieszkańców kontrady, aby nie stała im się jakaś krzywda i aby dżokej nie dał się przekupić przeciwnikom.
Bieg odbywa się na głównym miejskim placu. Tłum gromadzi się tu przez cały dzień, bezpłatne miejsca na środku Piazza del Campo zajmowane są już od samego rana. Wokół placu, na trybunach, okolicznych balkonach i dachach miejsca są wynajmowane przez właścicieli za ogromne pieniądze, chętnych jednak nie brakuje. Każdy chce zobaczyć najpierw efektowną paradę, a potem sam wyścig.
Zaczyna się skomplikowana procedura przedstartowa. Dziesięć koni z jeźdźcami gromadzi się w pobliżu startu. Dziewięć koni powinno ustawić się według wyczytanej kolejności przy linach startowych, a dziesiąty wbiega galopem między liny i tym samym zaczyna bieg. Niełatwo jednak zdyscyplinować dziesięć zwierząt, którym udziela się nerwowa atmosfera. Dochodzi do falstartów, trudno nawet zachować ustaloną kolejność. To ostatnie chwile, by przypomnieć o tajnych porozumieniach, a może niespodziewanie zawrzeć nowe. Dżokejom zdarza się, że właśnie w tym momencie, gdy znają już i konia, i pozycję startową, jeszcze coś zmieniają, sprzedają się lub podbijają stawkę. W tych ostatnich sekundach jeszcze wiele może się zdarzyć. Atmosfera staje się coraz bardziej gorąca. Tłum drży w oczekiwaniu na moment, gdy dziesiąty koń zacznie właściwy bieg.
Udało się! Ruszyły. Trzy okrążenia Campo, półtorej minuty. I po biegu. Jakiś koń dobiegł do mety bez dżokeja, ale to nie ma znaczenia, bo na mecie liczy się koń, nie człowiek. Jedna z kontrad szaleje z radości, inne, przygnębione, opuszczają plac. W jednej z kontrad trwać będzie całonocna festa, inne mają dużo czasu na przeanalizowanie, co poszło nie tak. Wkrótce emocje opadną, następnego dnia rano Siena wróci do spokojnej codzienności.
Turyści opuszczają miasto. Niewiele zrozumieli z tego szaleństwa. Wyjadą ze zdjęciami zwycięskiej kontrady, będą opowiadali po całym świecie, że mieszkańcy tego miasta są uroczy i pełni pasji, choć nie całkiem normalni.
A sieneńczycy? Posprzątają Campo, staną się na powrót łagodni i powściągliwi. Do domów znowu wprowadzą się małżonkowie, którzy na czas Palio wrócili do swoich rodzimych kontrad, bo emocje przed biegiem potrafią rozbijać nawet szczęśliwe rodziny. Lepiej nie ryzykować i na chwilę się rozstać, a po Palio znów budować porozumienie ponad podziałami. Kontrady znów zajmą się opieką nad chorymi i słabymi, będą pilnować dzieci i karmić głodnych. Ale gdy opadnie kurz, powróci myśl o zwycięstwie i zaczną się pierwsze, nieśmiałe próby odzyskania utraconej chwały. Gdzieś na ławeczce, w pobliżu Campo, siądzie dwóch sieneńczyków i zacznie się zastanawiać, jakby to było, gdyby w tym roku ich kontrada zdobyła sztandar. Marzenie zacznie dojrzewać…
Magdalena Giedrojć
Tekst ukazał się pierwotnie w dwumiesięczniku „La Rivista” 2013, nr 6, s. 26-33.