Milena Agus „Ból kamieni”
O miłości i odkrywaniu swoich pragnień można mówić na wiele różnych sposobów. I wcale nie jest tak, że im silniejsze uczucie, tym bardziej płomienne muszą być opisujące je słowa. Milena Agus rozpłomienia swoją książkę miłością, nie używając języka romansu i namiętności.
Ta niewielka książeczka przyciąga uwagę subtelną, nastrojową okładką, na której kobiece ciało odsłania się intymnie, pozostając jednocześnie dyskretne i tajemnicze. Taka jest też główna bohaterka tej opowieści. Choć każda kolejna strona przybliża nam jej życie, tak naprawdę nie wiemy o niej więcej niż jej bliscy. Pozornie powinno być łatwiej, gdyż losy tej twardej i skrytej mieszkanki Sardynii poznajemy z relacji dorosłej wnuczki, wszystko zatem wydaje się już dopowiedziane, odsłonięte i oczywiste. A jednak tak nie jest.
Od początku wiadomo było, że ta kobieta różni się od innych. Mężczyźni znikali z jej życia szybko i dyskretnie, pozostawiając znaczące niedomówienie. Lokalna społeczność traktowała ją z coraz większym dystansem, a rodzina z każdym rokiem bardziej próbowała pozbyć się narastającego problemu. Kiedy w końcu pojawił się ktoś gotów do małżeństwa, jej serce pozostało zimne. Chciała być dobrą żoną, chciała kochać, chciała urodzić dzieci, a jednak żadna z tych rzeczy nie nadeszła naturalnie. Pewnie nie przydarzyłaby się w ogóle, gdyby nie pewna podróż do uzdrowiska, dzięki której choć na chwilę zniknął ból kamieni, nie tylko nerkowych.
To nie jest prosta historia z łatwym happy endem. Tu nic nie jest oczywiste, pożądanie nie cieszy, miłość nie uwodzi, a ból bywa jedynym doznaniem godnym prawdziwego życia. Dobre chwile trzeba wyławiać z pojedynczych zdań i ulotnych myśli bohaterki, ze wspomnień jej wnuczki, z rodzinnych obrazów, które nie przeminęły. Trzeba się postarać nie mniej niż ona, by dostrzec szczęście tam, gdzie prawie go nie widać. Czasami droga jest tak kręta, że sprzed oczu uciekają szczęścia znacznie lepiej widoczne i bardziej oczywiste.
Siłą tej książki jest jej surowość, naturalna dla Sardynii i charakterystyczna dla głównej bohaterki. Nie ma tu romansowych zawodzeń, ani pełnych pasji westchnień i wyznań. Ta opowieść nie wdzięczy się do czytelnika, nie uwodzi go kuszącą formą. Zaprasza za to do świata, w którym nie ma łatwych wyborów, a miłość boli tak samo jak jej brak. I kiedy wydaje nam się, że już wszystko wiemy, odsłania przed nami jeszcze jedną ścieżkę, której istnienia nawet byśmy nie podejrzewali… Warto czasami spotkać się z literaturą, która nie wyręcza nas w czytaniu.
Magdalena Giedrojć