Szklane tajemnice Serenissimy
Szkło nam spowszedniało. Na co dzień prawie go nie zauważamy; ma być użyteczne i… przezroczyste. Coraz rzadziej budzi zachwyt. Jest jednak takie miejsce na świecie, gdzie zaczynamy o nim myśleć inaczej. Szkło staje się gwiazdą, budzi pożądanie i jaśnieje niezwykłym blaskiem. Tym miejscem jest Wenecja – Serenissima, czyli najjaśniejsza. Królowa światła, wody i szkła. W weneckich sklepach i salonach znajdziemy prawdziwe szklane cuda: pyszne rokokowe żyrandole, kielichy i biżuterię. Ceny niektórych szklanych dzieł sztuki przyprawiają o zawrót głowy. Dzięki Wenecji i jej szklarskim mistrzom szkło stało się sztuką.
Statki bez ustanku wożą turystów na wyspę Murano, położoną w północnej części Laguny Weneckiej, gdzie od setek lat w rodzinnych manufakturach wyrabia się szklane skarby. Można tam zobaczyć, jak płynny ogień, ożywiony oddechem mistrza, przybiera smukły kształt wazonu albo zmienia się w delikatną figurkę. Te same piece, co przed wiekami, te same barwniki, techniki. Żyjąca historia.
Siła legendy
Szkło ma bardzo długą biografię. Wyrabiano je już ponad trzy tysiące lat przed naszą erą. Po raz pierwszy wytopiono je prawdopodobnie w Mezopotamii – z piasku kwarcowego, węglanu sodu i węglanu wapnia. Pliniusz Starszy, ten, którego zgubiła ciekawość, ponieważ chciał opisać wybuch Wezuwiusza, przytacza w swoich pismach legendę, według której szkło po raz pierwszy wytopili przypadkiem feniccy kupcy. Stało się to w Syrii. Do ogniska, na którym gotowali jedzenie, dorzucili trochę przewożonego przez siebie natronu – uwodnionego węglanu sodu, używanego wtedy powszechnie do mumifikacji zwłok. Jakież było ich zdziwienie, gdy w popiele znaleźli szkliste, połyskujące grudki.
Szkło znali także starożytni Egipcjanie, Grecy i Rzymianie. W pewnym momencie pałeczka pierwszeństwa trafiła do mieszkańców Republiki Weneckiej. Tajniki produkcji przejęli oni od artystów i rzemieślników bizantyjskich. W 982 roku w zapiskach pewnego benedyktyna pojawia się wzmianka o Domenicu, nazywanym fiolario – Wenecjaninie, który robił butelki. Datę tę przyjęto jako początek weneckiej sztuki szkła, a w 1982 roku hucznie obchodzono jej 1000-lecie. Jednak badania archeologiczne wskazują, że weneccy szklarze pracowali tam już w czasach starożytnego Rzymu: w okolicach kościoła Santo Stefano natrafiono na szklane przedmioty z IV wieku n.e. oraz na piec szklarski z VII wieku.
Szkło i miasto z morza
Co pociąga miasto morza w szkle? Wenecja to zestalone morze z przezroczystością pochwyconą i unieruchomioną. To tak, jakby brać garście morza i zamieniać je w brokat – napisał w książce Wenecja. Biografia historyk Peter Ackroyd. Brytyjczyk przytacza też popularne niegdyś powiedzenie, że pierwszą piękną kobietę zrobiono z weneckiego szkła.
Wenecja, miasto zbudowane na wodzie, musiało stawiać na handel i rzemiosło. Szklarstwo stało się więc jednym z jego filarów gospodarczych. Historia Murano jako wyspy szklarzy zaczyna się w XIII wieku, gdy przeniesiono tam wszystkie huty w obawie przed pożarami w mieście. Piece hutnicze stawiano wzdłuż Rio dei Vetrai na Murano, 500-metrowym kanale, który wpada do Canal Grande di Murano. Produkcja ruszyła pełną parą. Nic więc dziwnego, że to weneccy patrycjusze jako pierwsi w Europie mieli szyby w oknach i pijali wino ze szklanych kielichów. Co ciekawe, od wieków ścisły związek łączył dwa weneckie symbole – szkło i gondole. Wysłużone łodzie przewożono bowiem na Murano i opalano nim piece hutnicze.
Gdy po polsku mówimy „szklarz”, myślimy od razu o kimś, kto wstawia szyby do okien. Weneccy mistrzowie byli jednak kimś więcej. Oczywiście wytwarzali szyby i naczynia użytkowe, jednak nieustannie eksperymentowali też z tworzywem – barwili je, nasycali powietrze [?], wtapiali w nie miedziane druciki i drobinki złota. Ich wynalazki bywały zaskakujące: wytwarzali np. cienkie szkło, które rozpryskiwało się pod wpływem trucizny.
Biada zdrajcom
Moda na weneckie szkło przyszła w epoce renesansu. Możni poczytywali sobie za punkt honoru posiadanie połyskliwych, szklanych cudów. Wenecja długo pilnie strzegła swego skarbu, czyli tajników szklarskiego fachu. Hołubiła rzemieślników, ale też ograniczała im swobodę. Właściciele hut mieli immunitety sądowe, które chroniły ich wyroby; mogli nosić miecze, a każda pracowania miała swój emblemat. Szklarze nie mogli jednak wyjeżdżać z Wenecji. Tych, którzy uciekali, sprowadzano siłą. Za zdradę szklarskich tajemnic karano obcięciem ręki, a nawet śmiercią. Córki rzemieślników mogły wychodzić za mąż tylko za Wenecjan, także za patrycjuszy – nie było to uważane za mezalians. Na Murano rozwinęło się też szpiegostwo przemysłowe. Szklana gorączka, która opanowała Europę w dobie renesansu, przypominała gorączkę tulipanową z XVII wieku. Mimo obostrzeń, wielu mistrzów szklarskich wyjechało z Wenecji, a centra tego cenionego rzemiosła powstały m.in. we francuskim Nevers, niderlandzkiej Antwerpii i w Londynie.
Weneccy XV-wieczni malarze – Tycjan, Giorgione, Tintoretto i Bellini – podpatrywali w szklarskich warsztatach sztukę mieszania barw i operowania kolorami; obserwowali, jak światło tańczy w szklanych przedmiotach. Czasem dodawali do swoich farb szklany pył, co dawało niezwykły efekt migotania i jasności na obrazie. Kolorystyki i techniki operowania światłem uczyli się też u Wenecjan najwięksi malarze epoki, m.in. Albrecht Dürer.
Barovier i sztuka zaskoczenia
Szczególną kartę w historii weneckiego szkła zapisał ród Barovierów. Wzmianka o pierwszych szklarskich mistrzach z Murano noszących to nazwisko – Jacobellu z synami Antoniem i Bartolomeem – pochodzi z 1348 roku. Bartolomeo był dziadkiem Angela, szklarza-artysty i wynalazcy.
Angelo Barovier należał do ludzi wykształconych; znał się na chemii, fizyce i filozofii. Był uczniem filozofa Paola della Pergoli. Około roku 1450 udało mu się wyprodukować szkło o niespotykanej do tej pory czystości, tzw. kryształ wenecki. Przypisywane jest mu także wyprodukowanie tzw. szkła chalcedonowego, które przypomina agat, oraz tzw. lattimo, czyli szkła mlecznego. Techniki te używane są do tej pory, a połączenie kryształu weneckiego i latttimo daje niezwykłe efekty – powstaje wtedy szklana koronka, która z powodzeniem może konkurować z koronkami z sąsiedniej wyspy Burano.
Sława Angela Baroviera szybko wyszła poza Wenecję. Zatrudniono go na florenckim dworze Medyceuszy; zaprosił go też do siebie mediolański książę Francesco Sforza, któremu miał pomóc w budowie Sforzindy, idealnego miasta zaprojektowanego przez architekta Antonia di Pietro Averlino, zwanego Filarete. Miasto nie powstało, ale nazwisko Baroviera znalazło się w Traktacie o architekturze, który napisał Filarete.
W Muzeum Szkła, które mieści się w Palazzo Giustiniani w Wenecji, znajduje się niebieski kielich weselny, którego autorstwo przypisuje się Angelowi Barovierowi, choć nie wszyscy historycy są co do tego zgodni. Kielich z emaliowanego szkła, tzw. smalto, zdobiony scenami erotycznymi, jest jednak tak piękny, że to, kto go wykonał, staje się sprawą drugorzędną.
Barovierowie poświęcili się szklanej sztuce. Marietta, córka Angela, wyspecjalizowała się w szkle zwanym millefiori. Znali je już starożytni Rzymianie, ale to panna Barovier sprawiła, że ożyło tysiącem kolorów i kształtów. Później w historii rodu i w historii sztuki pięknie zapisał się Ercole Barovier (1889–1972). Po tym prawdziwym tytanie pracy pozostało ponad 25 tys. projektów szklanych naczyń i lamp, a jego prace można podziwiać w muzeach na całym świecie. Przez całe zawodowe życie doskonalił on techniki zdobienia, m.in. tzw. szkło karmazynowe czy takie, które przypomina macicę perłową.
Firma Barovierów działa do dziś – w pewnym momencie sprzymierzyli się z innym producentem szkła artystycznego, Toso, a w 1991 roku wpisano ich do Księgi Rekordów Guinnessa jako najstarszą rodzinę szklarską. Ich firma jest jedną z pięciu najdłużej działających na świecie. Produkty Barovier&Toso to dziś wcielenie luksusu, także dlatego, że wytwarzane są z wykorzystaniem starych, często jeszcze renesansowych receptur.
Beata Zatońska
(tekst ukazał się w magazynie "Lente" w 2016 r.)
Statki bez ustanku wożą turystów na wyspę Murano, położoną w północnej części Laguny Weneckiej, gdzie od setek lat w rodzinnych manufakturach wyrabia się szklane skarby. Można tam zobaczyć, jak płynny ogień, ożywiony oddechem mistrza, przybiera smukły kształt wazonu albo zmienia się w delikatną figurkę. Te same piece, co przed wiekami, te same barwniki, techniki. Żyjąca historia.
Siła legendy
Szkło ma bardzo długą biografię. Wyrabiano je już ponad trzy tysiące lat przed naszą erą. Po raz pierwszy wytopiono je prawdopodobnie w Mezopotamii – z piasku kwarcowego, węglanu sodu i węglanu wapnia. Pliniusz Starszy, ten, którego zgubiła ciekawość, ponieważ chciał opisać wybuch Wezuwiusza, przytacza w swoich pismach legendę, według której szkło po raz pierwszy wytopili przypadkiem feniccy kupcy. Stało się to w Syrii. Do ogniska, na którym gotowali jedzenie, dorzucili trochę przewożonego przez siebie natronu – uwodnionego węglanu sodu, używanego wtedy powszechnie do mumifikacji zwłok. Jakież było ich zdziwienie, gdy w popiele znaleźli szkliste, połyskujące grudki.
Szkło znali także starożytni Egipcjanie, Grecy i Rzymianie. W pewnym momencie pałeczka pierwszeństwa trafiła do mieszkańców Republiki Weneckiej. Tajniki produkcji przejęli oni od artystów i rzemieślników bizantyjskich. W 982 roku w zapiskach pewnego benedyktyna pojawia się wzmianka o Domenicu, nazywanym fiolario – Wenecjaninie, który robił butelki. Datę tę przyjęto jako początek weneckiej sztuki szkła, a w 1982 roku hucznie obchodzono jej 1000-lecie. Jednak badania archeologiczne wskazują, że weneccy szklarze pracowali tam już w czasach starożytnego Rzymu: w okolicach kościoła Santo Stefano natrafiono na szklane przedmioty z IV wieku n.e. oraz na piec szklarski z VII wieku.
Szkło i miasto z morza
Co pociąga miasto morza w szkle? Wenecja to zestalone morze z przezroczystością pochwyconą i unieruchomioną. To tak, jakby brać garście morza i zamieniać je w brokat – napisał w książce Wenecja. Biografia historyk Peter Ackroyd. Brytyjczyk przytacza też popularne niegdyś powiedzenie, że pierwszą piękną kobietę zrobiono z weneckiego szkła.
Wenecja, miasto zbudowane na wodzie, musiało stawiać na handel i rzemiosło. Szklarstwo stało się więc jednym z jego filarów gospodarczych. Historia Murano jako wyspy szklarzy zaczyna się w XIII wieku, gdy przeniesiono tam wszystkie huty w obawie przed pożarami w mieście. Piece hutnicze stawiano wzdłuż Rio dei Vetrai na Murano, 500-metrowym kanale, który wpada do Canal Grande di Murano. Produkcja ruszyła pełną parą. Nic więc dziwnego, że to weneccy patrycjusze jako pierwsi w Europie mieli szyby w oknach i pijali wino ze szklanych kielichów. Co ciekawe, od wieków ścisły związek łączył dwa weneckie symbole – szkło i gondole. Wysłużone łodzie przewożono bowiem na Murano i opalano nim piece hutnicze.
Gdy po polsku mówimy „szklarz”, myślimy od razu o kimś, kto wstawia szyby do okien. Weneccy mistrzowie byli jednak kimś więcej. Oczywiście wytwarzali szyby i naczynia użytkowe, jednak nieustannie eksperymentowali też z tworzywem – barwili je, nasycali powietrze [?], wtapiali w nie miedziane druciki i drobinki złota. Ich wynalazki bywały zaskakujące: wytwarzali np. cienkie szkło, które rozpryskiwało się pod wpływem trucizny.
Biada zdrajcom
Moda na weneckie szkło przyszła w epoce renesansu. Możni poczytywali sobie za punkt honoru posiadanie połyskliwych, szklanych cudów. Wenecja długo pilnie strzegła swego skarbu, czyli tajników szklarskiego fachu. Hołubiła rzemieślników, ale też ograniczała im swobodę. Właściciele hut mieli immunitety sądowe, które chroniły ich wyroby; mogli nosić miecze, a każda pracowania miała swój emblemat. Szklarze nie mogli jednak wyjeżdżać z Wenecji. Tych, którzy uciekali, sprowadzano siłą. Za zdradę szklarskich tajemnic karano obcięciem ręki, a nawet śmiercią. Córki rzemieślników mogły wychodzić za mąż tylko za Wenecjan, także za patrycjuszy – nie było to uważane za mezalians. Na Murano rozwinęło się też szpiegostwo przemysłowe. Szklana gorączka, która opanowała Europę w dobie renesansu, przypominała gorączkę tulipanową z XVII wieku. Mimo obostrzeń, wielu mistrzów szklarskich wyjechało z Wenecji, a centra tego cenionego rzemiosła powstały m.in. we francuskim Nevers, niderlandzkiej Antwerpii i w Londynie.
Weneccy XV-wieczni malarze – Tycjan, Giorgione, Tintoretto i Bellini – podpatrywali w szklarskich warsztatach sztukę mieszania barw i operowania kolorami; obserwowali, jak światło tańczy w szklanych przedmiotach. Czasem dodawali do swoich farb szklany pył, co dawało niezwykły efekt migotania i jasności na obrazie. Kolorystyki i techniki operowania światłem uczyli się też u Wenecjan najwięksi malarze epoki, m.in. Albrecht Dürer.
Barovier i sztuka zaskoczenia
Szczególną kartę w historii weneckiego szkła zapisał ród Barovierów. Wzmianka o pierwszych szklarskich mistrzach z Murano noszących to nazwisko – Jacobellu z synami Antoniem i Bartolomeem – pochodzi z 1348 roku. Bartolomeo był dziadkiem Angela, szklarza-artysty i wynalazcy.
Angelo Barovier należał do ludzi wykształconych; znał się na chemii, fizyce i filozofii. Był uczniem filozofa Paola della Pergoli. Około roku 1450 udało mu się wyprodukować szkło o niespotykanej do tej pory czystości, tzw. kryształ wenecki. Przypisywane jest mu także wyprodukowanie tzw. szkła chalcedonowego, które przypomina agat, oraz tzw. lattimo, czyli szkła mlecznego. Techniki te używane są do tej pory, a połączenie kryształu weneckiego i latttimo daje niezwykłe efekty – powstaje wtedy szklana koronka, która z powodzeniem może konkurować z koronkami z sąsiedniej wyspy Burano.
Sława Angela Baroviera szybko wyszła poza Wenecję. Zatrudniono go na florenckim dworze Medyceuszy; zaprosił go też do siebie mediolański książę Francesco Sforza, któremu miał pomóc w budowie Sforzindy, idealnego miasta zaprojektowanego przez architekta Antonia di Pietro Averlino, zwanego Filarete. Miasto nie powstało, ale nazwisko Baroviera znalazło się w Traktacie o architekturze, który napisał Filarete.
W Muzeum Szkła, które mieści się w Palazzo Giustiniani w Wenecji, znajduje się niebieski kielich weselny, którego autorstwo przypisuje się Angelowi Barovierowi, choć nie wszyscy historycy są co do tego zgodni. Kielich z emaliowanego szkła, tzw. smalto, zdobiony scenami erotycznymi, jest jednak tak piękny, że to, kto go wykonał, staje się sprawą drugorzędną.
Barovierowie poświęcili się szklanej sztuce. Marietta, córka Angela, wyspecjalizowała się w szkle zwanym millefiori. Znali je już starożytni Rzymianie, ale to panna Barovier sprawiła, że ożyło tysiącem kolorów i kształtów. Później w historii rodu i w historii sztuki pięknie zapisał się Ercole Barovier (1889–1972). Po tym prawdziwym tytanie pracy pozostało ponad 25 tys. projektów szklanych naczyń i lamp, a jego prace można podziwiać w muzeach na całym świecie. Przez całe zawodowe życie doskonalił on techniki zdobienia, m.in. tzw. szkło karmazynowe czy takie, które przypomina macicę perłową.
Firma Barovierów działa do dziś – w pewnym momencie sprzymierzyli się z innym producentem szkła artystycznego, Toso, a w 1991 roku wpisano ich do Księgi Rekordów Guinnessa jako najstarszą rodzinę szklarską. Ich firma jest jedną z pięciu najdłużej działających na świecie. Produkty Barovier&Toso to dziś wcielenie luksusu, także dlatego, że wytwarzane są z wykorzystaniem starych, często jeszcze renesansowych receptur.
Implozja i odrodzenie
W okresie rokoka arystokracja zachwyciła się kolorowymi, wielopiętrowymi żyrandolami, dekorowanymi motywami kwiatowymi. Pierwsze z nich ozdobiły wybudowany w XVII wieku pałac rodziny bankierów Rezzonico położony przy Canal Grande. Potem moda na szkło weneckie przygasła. Zapiski podróżników z epoki Grand Tour pokazują warsztaty na Murano jako miejsca pogrążone w marazmie, pełne smutnych, ciężko pracujących ludzi. Angielski pisarz i poeta John Ruskin, który w Wenecji mieszkał w latach 1849–1859, pisał o Murano w Kamieniach weneckich następująco: Domy są przeważnie niskie, ale z masywnymi drzwiami i oknami z marmuru lub istryjskiego kamienia… zamieszkane teraz wyłącznie przez ubogich… widać tu więcej życia niż w Wenecji: kobiety siedzą na progach domów i zajęte są robotą na drutach, a różni pracownicy hut szkła prószą szklanym pyłem na chodniki. Z kolei Paweł Muratow, rosyjski pisarz i historyk sztuki, w Wenecji tak opisywał uczucie przygnębienia na Murano: Twarze robotnic pracujących w wytwórniach szkła są blade jak wosk, a czerń chustek sprawia, że wydają się jeszcze bledsze. A może to są cienie, może tylko cieniem jest także ta gondola, która tak sprawnie i cicho przywiozła nas tu z Wenecji. A może te wody to wody śmierci, zapomnienia? Dzisiejsza Wenecja jest tylko widmem dawnego życia, a ustawiczne święto na placu św. Marka to tylko uczta obcych ludzi na miejscu porzuconym przez gospodarzy.
Za odnowiciela weneckiej szklarskiej potęgi uchodzi Antonio Salviati, z wykształcenia doktor prawa, z zamiłowania artysta zafascynowany wielobarwnymi szklanymi mozaikami. W 1859 roku, razem ze wspólnikiem Lorenzem Radio, założył na Murano firmę, która produkowała szkło ozdobne cenione na całym świecie. Wykonali m.in. szklaną mozaikę, która ozdobiła ołtarz w Opactwie Westminsterskim. W pewnym momencie Salviati rozstał się ze wspólnikiem i zaczął działać na własna rękę; jego mozaiki można podziwiać chociażby na fasadzie Palazzo Salviati nad Canal Grande, a także w Polsce, w pałacu Karola Scheiblera w Łodzi, w jednym z pokoi nad kominkiem. Firma Salviati działa do dziś.
Na tym kończy się opowieść o weneckim szkle. Pora na wyprawę do Wenecji i zwiedzanie Muzeum Szkła, na poszukiwanie szklanych cacek w galeriach i sklepach. Nie dajmy się jednak nabrać na chińskie podróbki. Może to być bardzo trudne, bo duża ich część ma sfałszowane certyfikaty. Konsorcjum producentów szkła z Murano szacuje, że ponad 50% wyrobów na rynku to falsyfikaty. Dobre weneckie szkło po prostu musi być drogie.
W okresie rokoka arystokracja zachwyciła się kolorowymi, wielopiętrowymi żyrandolami, dekorowanymi motywami kwiatowymi. Pierwsze z nich ozdobiły wybudowany w XVII wieku pałac rodziny bankierów Rezzonico położony przy Canal Grande. Potem moda na szkło weneckie przygasła. Zapiski podróżników z epoki Grand Tour pokazują warsztaty na Murano jako miejsca pogrążone w marazmie, pełne smutnych, ciężko pracujących ludzi. Angielski pisarz i poeta John Ruskin, który w Wenecji mieszkał w latach 1849–1859, pisał o Murano w Kamieniach weneckich następująco: Domy są przeważnie niskie, ale z masywnymi drzwiami i oknami z marmuru lub istryjskiego kamienia… zamieszkane teraz wyłącznie przez ubogich… widać tu więcej życia niż w Wenecji: kobiety siedzą na progach domów i zajęte są robotą na drutach, a różni pracownicy hut szkła prószą szklanym pyłem na chodniki. Z kolei Paweł Muratow, rosyjski pisarz i historyk sztuki, w Wenecji tak opisywał uczucie przygnębienia na Murano: Twarze robotnic pracujących w wytwórniach szkła są blade jak wosk, a czerń chustek sprawia, że wydają się jeszcze bledsze. A może to są cienie, może tylko cieniem jest także ta gondola, która tak sprawnie i cicho przywiozła nas tu z Wenecji. A może te wody to wody śmierci, zapomnienia? Dzisiejsza Wenecja jest tylko widmem dawnego życia, a ustawiczne święto na placu św. Marka to tylko uczta obcych ludzi na miejscu porzuconym przez gospodarzy.
Za odnowiciela weneckiej szklarskiej potęgi uchodzi Antonio Salviati, z wykształcenia doktor prawa, z zamiłowania artysta zafascynowany wielobarwnymi szklanymi mozaikami. W 1859 roku, razem ze wspólnikiem Lorenzem Radio, założył na Murano firmę, która produkowała szkło ozdobne cenione na całym świecie. Wykonali m.in. szklaną mozaikę, która ozdobiła ołtarz w Opactwie Westminsterskim. W pewnym momencie Salviati rozstał się ze wspólnikiem i zaczął działać na własna rękę; jego mozaiki można podziwiać chociażby na fasadzie Palazzo Salviati nad Canal Grande, a także w Polsce, w pałacu Karola Scheiblera w Łodzi, w jednym z pokoi nad kominkiem. Firma Salviati działa do dziś.
Na tym kończy się opowieść o weneckim szkle. Pora na wyprawę do Wenecji i zwiedzanie Muzeum Szkła, na poszukiwanie szklanych cacek w galeriach i sklepach. Nie dajmy się jednak nabrać na chińskie podróbki. Może to być bardzo trudne, bo duża ich część ma sfałszowane certyfikaty. Konsorcjum producentów szkła z Murano szacuje, że ponad 50% wyrobów na rynku to falsyfikaty. Dobre weneckie szkło po prostu musi być drogie.
Beata Zatońska
(tekst ukazał się w magazynie "Lente" w 2016 r.)
Przeczytaj także: